
„Ewangelia według Piłata” Eric-Emmanuel Schmitt

Tekst archiwalny z 2014 r.
Wiele lat temu (choć to pojęcie bardzo względne i dla niektórych okres czasu, o którym mówię, może się zdawać być zaledwie „chwilką”) moja katechetka w gimnazjum czytała nam na lekcjach religii pewną książkę. Był to „Oskar i pani Róża”. Nie mogę wypowiadać się w imieniu innych, lecz ja sam wsłuchiwałem się z uwagą w każde kolejne słowo czytane przez nauczycielkę. A warto przecież wziąć pod uwagę, że przecież w gimnazjum uczy się już młodzież, która dawno przestała słuchać starszych czytających na głos. Wszak ja sam zdecydowanie wolałem samodzielnie zagłębiać się w lekturze – w ciszy i spokoju. Tylko ja i książka. Tym bardziej zastanowiło mnie, dlaczego „Oskar i pani Róża” tak bardzo mnie urzekają nawet w tej chwili, kiedy są czytane na głos… Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, że zwykłym zrządzeniem losu stało się, że po wielu latach (owe pojęcie względne, o którym wspominałem powyżej) ponownie natrafiłem na nazwisko autora tejże króciutkiej, acz niezwykłej opowieści. Eric-Emmanuel Schmitt. Los najwyraźniej chciał, bym zetknął się z jego twórczością jeszcze raz. I tak do moich rąk trafiły „Ewangelia według Piłata” oraz „Tajemnica pani Ming”. Dziś opowiem o tej pierwszej pozycji.
Nie jestem religijny. Nie pamiętam, kiedy po raz ostatni byłem w kościele. Ktoś może mnie za to potępiać, ale wówczas okaże się bezgranicznym głupcem, albowiem nie wolno potępiać czyichś przekonań. Ale do rzeczy. Początkowo żywiłem głęboką nadzieję, że tytułu powieści Schmitta nie należy traktować dosłownie. Wierzyłem – jakże to słowo dziwnie brzmi w tym kontekście! – że jest to głęboka metafora. Jakże głupi byłem, że nie przeczytałem wpierw tekstu zamieszczonego na tylnej okładce czy w zapowiedzi wydawniczej! Samo nazwisko autora wzbudziło we mnie tak wielką nostalgię, że nie dbałem o to, o czym jest ta książka. I stało się. Religia. Żywot i śmierć Jezusa Chrystusa oraz opowieść o Piłacie, który staje w obliczu zniknięcia z grobu ciała Syna Bożego. Nie będzie przesadą, jeśli przyznam, że na początku miałem ochotę uciec. Rzucić tę książkę w kąt i uciec. Na szczęście nie należę do tych, którzy łatwo się poddają. Chciałem sprawdzić, o czym jest ta książka. I zacząłem czytać.
A teraz wróćmy na moment do mojej „głupoty”. Jakkolwiek to zabrzmi, dziękuję Bogu za to, że nie przeczytałem tego opisu wydawniczego. Gdybym to uczynił, odebrałbym sobie szansę zapoznania się z niezwykłą książką, która poruszyła mnie do głębi. Po raz pierwszy w życiu ujrzałem Chrystusa człowiekiem, a nie ikoną. Ujrzałem jego twarz, a nie jego krzyż. Eric-Emmanuel Schmitt, co dodaje w swoim dzienniku zamieszczonym na końcu książki, posunął się bardzo daleko wcielając się w postać Jezusa. Ale dzięki temu pisarz pozwolił mi poznać postać Nazarejczyka. Historię Chrystusa i jego ukrzyżowania zna każdy, ale tylko opowiedziana w tej formie trafiła do mojego serca. Może i nie zyskałem dzięki temu więcej wiary, a już na pewno nie zachęciła mnie ta książka do częstszego chodzenia do kościoła, niemniej poczułem, że teraz rozumiem swoją religię, w której zostałem wychowany. Schmitt to mistrz pióra – wspaniały pisarz, diabelnie inteligentny. Jego dwuczęściowa opowieść, której pierwsza część to opowieść Chrystusa oczekującego w Gaju Oliwnym na mających go pojmać żołnierzy, a druga to utrzymana w formie epistolarnej relacja Piłata z poszukiwań „zaginionego” ciała, to doprawdy kunsztowny kawałek literatury. Choć „Ewangelia według Piłata” traktuje o sprawach ściśle związanych z religią, sama książka nie ma w sobie niczego z religijnego patosu, lecz w bardzo obrazowy sposób przedstawia świat tamtejszych czasów. Autor książki podjął się bardzo trudnego zadania, które wykonał nie tylko dwukrotnie (szczegóły w dzienniku na końcu książki), ale i bardzo starannie.
Nie będę się dłużej rozwodzić nad tym czy warto przeczytać „Ewangelię według Piłata” czy nie, ponieważ sam nie mam, co do tego żadnych, nawet najmniejszych, wątpliwości. To książka i dla wiernych i dla niewiernych. Dla starych i młodych. Po prostu – dla wszystkich. Bardzo gorąco polecam!
Opis wydawniczy:
Jeszua, młody Galilejczyk, spędza swoją ostatnią noc w gaju oliwnym. Wie, że sąd imperium rzymskiego wkrótce skaże go na śmierć. Przepełniony lękiem wspomina swoje życie, zastanawiając się, czy naprawdę jest synem Boga, cudotwórcą, którego chcą w nim widzieć jego bliscy. Na pytanie kim jest Jeszua, przyjdzie odpowiedzieć także sędziemu, prefektowi Judei, który następnego dnia będzie musiał wydać na niego wyrok.
Przejmująca powieść Schmitta pozwala spojrzeć na dobrze wszystkim znaną biblijną historię z zupełnie nowej perspektywy. W złożonej postaci Piłata autor odnajduje głęboko ludzkie cechy, wątpliwości i obawy, dzięki czemu ta wyjątkowa opowieść pozwala czytelnikowi zajrzeć w głąb siebie.
„Ewangelia według Piłata” to jedna z najczęściej dyskutowanych i najpiękniejszych książek Schmitta. We Francji zdobyła Grand Prix czytelniczek magazynu „Elle” przyznawaną najlepszym powieściom.
Opublikuj komentarz