
„Ostatni Pielgrzym” Gard Sveen

Tekst archiwalny z 2015 r.
Nieustannie zachodzę w głowę, co też skłoniło mnie do tego, by sięgnąć po kryminał. Skandynawski. I do tego debiut. Kryminały, zwłaszcza skandynawskie, zupełnie nie są w moim typie. Nie dla mnie Larsson czy Nesbo, których powieści są dla mnie oceanami nie do przepłynięcia. A jednak coś sprawiło, że sięgnąłem po Ostatniego pielgrzyma Garda Sveena. Tylko co?
Drzemiący we mnie Czytacz to cwana bestia. Obdarzona własną inteligencją, niepomna uprzedzeń i posiadająca silną intuicję. Czasami wystarczy mi zobaczenie tytułu, okładki czy krótkiego blurba, by poczuć sensację w okolicach żołądka. Wówczas rodzi się pragnienie. Pragnienie przeczytania danej książki – niezależnie od jej gatunku, pochodzenia czy autora.
Coś pozytywnego ugodziło mnie w tył głowy, gdy tylko dowiedziałem się o Ostatnim pielgrzymie. Stwór drzemiący w piersi zaryczał niecierpliwie i wiedziałem, że debiut Sveena będzie mnie prześladował, dopóki go nie przeczytam. Albo przynajmniej nie spróbuję przeczytać.
O co tyle hałasu?
Tommy Bergmann, detektyw policyjny, bada sprawę zabójstwa Carla Oscara Krogha – członka ruchu oporu podczas II wojny światowej. Kilka tygodni wcześniej studenci medycyny znajdują kości, które okazują się trzema ludzkimi szkieletami. Te dwa pozornie niezwiązane ze sobą zdarzenia okazują się kluczem do odkrycia szokujących faktów z 1945 roku. W labiryncie kłamstw i przemilczeń policyjny śledczy dociera do czasu wojny – czasu, z którym szybko zacierano ślady, w którym prawda jako pierwsza padała ofiarą, w którym miłość stanowiła pole bitwy, a przetrwanie było jedynym tytułem do chwały.
Kryminał z historią w tle. Boże, co mnie podkusiło, żeby sięgnąć po tę książkę?
Intuicja.
Czułem, że musi w niej być coś wyjątkowego.
Akcja powieści rozgrywa się w dwóch przestrzeniach czasowych – okresie okołowojennym i na początku XXI wieku.
Przeszłość poznajemy z perspektywy Kaja Holta, Gosty Perssona i Agnes Garner – trójki niezwykle charakterystycznych bohaterów, z których każdy ma do odegrania ważną rolę. Zwłaszcza z ostatnią bohaterką przychodzi spędzić naprawdę wiele czasu.
Czasy współczesne, natomiast, opierają się na śledztwie prowadzonym przez bardzo charyzmatycznego detektywa policyjnego, Tommy’ego Bergmanna. Bergmann uważa, że śmierć Krogha ma coś wspólnego z szczątkami odnalezionymi w Nordmarce.
Sveenowi trzeba oddać honor: wszyscy bohaterowie jego książki, nawet ci epizodyczni, są charakterystyczni i realni. Oddanie realizmu postaci na zaledwie kilku stronach to wielkie wyzwanie, ale Sveen zdaje się robić to bez najmniejszego problemu – chciałoby się powiedzieć, że z dziecinną łatwością. Na ogół bywa, że autor dobrze nakreśla głównych bohaterów, ewentualnie złoczyńcę, ale w Ostatnim pielgrzymie tego nie widać. Dbałość autora o dogłębne charakterystyki skutkuje tym, że nawet bardzo krótka bezpośrednia przygoda z Holtem czy Perssonem sprawia, że ci pozostają w pamięci na długo po zakończeniu lektury. Nie mówiąc już o głównych bohaterach, którzy zdają się żyć własnym życiem na kartach tej powieści. Agnes Garner i Tommy Bergmann to zupełnie różne osobowości, a każda fascynuje na swój własny sposób. I każde z nich zdaje się mieć własne życie wychodzące daleko poza karty Ostatniego pielgrzyma.
Ale nawet świetnie skonstruowany bohater literacki nie udźwignie książki, jeśli fabuła będzie słaba, przewidywalna czy niedopracowana. Powinna to wiedzieć nawet J.K.Rowling, której ostatni kryminał – jakkolwiek obdarzony cudownymi bohaterami – klęka pod ciężarem całości fabuły. Na szczęście Gard Sveen ma pełną świadomość, że bohater to zaledwie połowa sukcesu – jego fabuła jest wyjątkowo pokręcona, wielopiętrowa i nieprzewidywalna. Uważam, że świetne poprowadzenie jednej linii fabularnej kryminału to wielka sztuka – Sveen prowadzi swoją linię w dwóch okresach czasu, które nieustannie się dopełniają i uzupełniają. A co ważniejsze: tworzy wierne i niesamowite obrazy przedstawiające charakterystykę tych dwóch epok – zestawienie 1945 roku z 2003 jest bardzo obrazowe. W Ostatnim pielgrzymie obserwujemy dawnych antagonistów – nazistów, gestapo, wysokich urzędników Hitlera – przedstawionych w zupełnie innym świetle. Ci, których historia przedstawia jako bezduszne potwory, w kryminale Sveena otrzymują ludzką twarz. Bo wojnę toczą ludzie i każdy ma swoje racje.
Rozwój fabuły i jej zwieńczenie są wręcz mistrzowskie – nie dziwi zatem, że Gard Sveen za swój debiut został doceniony bardziej niż słynny Jo Nesbo! Dla mnie różnica jest zasadnicza: jeden wykończył mnie po 20 stronach, drugi pozostawił nienasyconego po ponad 500…
I wreszcie to, co jest wyznacznikiem znakomitej książki – język. Specyficzna budowa Ostatniego pielgrzyma, różnorodność jego bohaterów i różne czasy akcji nadają powieści bardzo dobrą dynamikę. Całość jest bardzo zgrabna pod kątem stylistyki, opiera się na niewymuszonych i świetnie wkomponowanych w książkę opisach. No i historia budzi napięcie. Wielokrotnie podczas lektury czułem jak serce zaczyna mi bić szybciej – kocham książki, które wywołują takie emocje!
Ostatni pielgrzym zaskakuje pod wieloma względami – z jednej strony to świetnie poprowadzony kryminał, pozbawiony dłużyzn i przestojów; z drugiej jest to fantastyczna powieść obyczajowa i thriller z elementami romansu. A wszystko to składa się na spójną całość, która niczym najdoskonalsza suita wybrzmiewa do końca bez jednego fałszywego dźwięku. Z powieści aż bije czas, który został włożony w przygotowanie jej – nie wiem, co prawda, ile czasu Gardowi Sveenowi zajęło pisanie tej książki, ale wyraźnie widzę, że kiedy ta historia spływała na papier, była już doskonale uformowana w głowie pisarza.
To naprawdę cholernie dobra książka. Śmiem tak twierdzić, bo: nie lubię kryminałów, nie lubię powieści historycznych, nie lubię książek skandynawskich, a norweski kryminał Garda Sveena kocham. Zdecydowanie najlepszy kryminał, jaki czytałem w tym roku.
Opublikuj komentarz