
„Dan and the Dead” Thomas Taylor

Tekst archiwalny z 2016 r.
Za moim przeczytaniem tej książki nie kryje się jej cudowna historia na szczytach listy bestsellerów czy ogólnoświatowa ekscytacja. Nie kryje się za nim nawet przypadkowy prezent, który mógłbym otrzymać czy ciekawość skłaniająca do wypożyczenia tej konkretnej książki z biblioteki.
Po raz pierwszy o książce Dan and the Dead przeczytałem, kiedy przygotowywałem się do wywiadu z Thomasem Taylorem, ilustratorem brytyjskiego wydania Harry’ego Pottera i Kamienia Filozoficznego. To był mój pierwszy wywiad przeprowadzony w języku angielskim i miałem niewyobrażalne szczęście, że Thomas okazał się być wręcz wymarzonym partnerem do rozmowy.
Po publikacji wywiadu jeszcze kilkakrotnie wymieniliśmy maile czy wiadomości. Z wielką radością czytałem posty Thomasa na temat publikacji jego kolejnych książek i w końcu sam kupiłem egzemplarz Dana. Książka przeleżała na półce sporo czasu, ale w końcu się za nią zabrałem. Lepiej późno niż wcale.
Dan widzi duchy. Nie tylko je widzi, ale i z nimi rozmawia, a czasami pomaga im – za opłatą. Dan i jego upiorny pomocnik Simon (który kilkaset lat temu zaliczył kulkę w głowę) pomagają niespokojnym duszom w rozwiązywaniu ich problemów i trafić tam, gdzie te pragną dotrzeć.
Wszystko zaczyna się wymykać spod kontroli, kiedy biorą się za sprawę nastoletniej złodziejki sklepowej. Niebawem Dan musi się zmierzyć z bardzo niebezpiecznym i równie źle ubranym gangsterem. Na domiar złego ma na głowie dość nietypowego wikariusza, ducha maga z ery wiktoriańskiej, który dokonał żywota odcinając sobie głowę (nawet nie pytaj) i zauważył jak jego grób jest rozgrabywany.
A wszystko to robota na nocną zmianę…
Powiedziałbym, że ta książka utrzymuje się w klimacie serialu dla dzieci, w którym młody detektyw stara się rozwiązywać trudne i niebezpieczne sprawy. Może niezbyt wiele w tej historii oryginalności czy zwrotów akcji, niemniej jest w niej coś, co sprawia, że wraca się wspomnieniami do czasów dzieciństwa. Może odrobina Scooby’ego Doo? Da się też wyczuć świetny klimat Przerażaczy. Mam też przeczucie, że to właśnie ten zabawny horror posłużył Thomasowi Taylorowi za inspirację.
Dan jako nastolatek obarczony niezwykłym darem wypada dość zabawnie. Jego rozterki i żale wywołują śmiech, choć i tak nic nie jest w stanie przebić Simona, ducha z dziurą w głowie, który służy mu za ochroniarza i prawą rękę. Duchy bez wątpienia są bardzo barwnym elementem tego świata, a komentarze Dana – bardziej lub mniej ironiczne – sprawiają, że tę książeczkę czyta się szybko i przyjemnie.
Akcja pruje naprzód, w zasadzie brak tu jakichkolwiek wątków pobocznych, niemniej całość trzyma się kupy, jest spójna i jak na dobry serial animowany przystało – pełna najróżniejszych barw i sytuacji mrożących krew w żyłach.
Dan and the Dead jest napisany w bardzo przystępny sposób i nie trzeba być orłem z angielskiego, żeby sobie z nim poradzić. Brytyjski humor może i nie do każdego przemówi, ale za to jestem przekonany, że żarty z Justina Biebera śmieszą w każdym języku.
Będąc zupełnie szczerym: nie wiem, jakie szanse miałaby ta książka na rynku polskim. Choć zabawna, szybko się o niej zapomina. Jest jak pojedynczy odcinek Scooby’ego. To trochę za mało na podbicie świata. Ode mnie duży plus za skojarzenia z Przerażaczami. Uwielbiam ten film.
Opublikuj komentarz