
„Ember in the Ashes: Imperium Ognia” Sabaa Tahir

Tekst archiwalny z 2015 r.
Kiedy w jednym z zagranicznych rankingów najlepszych książek roku natrafiłem na Ember in the Ashes zajmujące zaszczytne pierwsze miejsce, byłem bardzo zdeterminowany, by dowiedzieć się, jakąż to ciekawą wizję świata i fabuły ma do przedstawienia Sabaa Tahir.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy w poszukiwaniu oryginału, natrafiłem w sieci na polską wersję powieści zatytułowaną Imperium ognia. Moje zdziwienie jest uzasadnione: dopiero od niedawna popularne powieści z zagranicy błyskawicznie trafiają na nasz rynek, wcześniej trzeba było na nie długo lub jeszcze dłużej czekać (przynajmniej dziewięć miesięcy).
Jeszcze bardziej byłem zdziwiony, kiedy w przedświątecznym szale nawiedziłem Biedronkę, gdzie pożądana książka rzuciła mi się w oczy. Tak, wiem – książek nie kupuje się w dyskontach ani marketach, ale to wątek na osobny temat.
W każdym razie: tamtego dnia wróciłem z zakupów nie tylko z pożądanym (w domu, przez teściową) liściem laurowym, ale i z pożądaną (zawsze, przez Czytacza) książką.
Zgodnie z własną naturą (drań ze mnie, wiem), postanowiłem zmierzyć się z bestsellerem i na mocy subiektywnej, bezlitosnej i miażdżącej oceny stwierdzić, czy dzieło Tahir faktycznie dziełem jest, czy to kolejna pseudokomercyjna papka, którą zalewa się rynek (dla wyjaśnienia: nie każda komercyjna książka jest zła, ba, komercyjna książka jest szczęściarą, bo ktoś w nią zainwestował!).
Zapierająca dech w piersi historia o honorze, miłości, poświęceniu i walce o wolność, która podbiła serca młodych czytelników już w niemal czterdziestu krajach na całym świecie. Laia należy do kasty Uczonych – w bezwzględnym Imperium tacy jak ona są zepchnięci na margines, stale inwigilowani i prześladowani. Aby ocalić brata oskarżonego o zdradę, dziewczyna wstępuje w szeregi buntowników i wyrusza ze śmiertelnie niebezpieczną misją do gniazda zła: zostaje niewolnicą w Akademii szkolącej najwierniejszych, najbardziej bezwzględnych żołnierzy Imperium. Jednym z nich jest Elias. Choć należy do wyróżniających się studentów , w jego sercu narastają wątpliwości, czy rola okrutnego egzekutora jest rzeczywiście tą, jaką chce odgrywać przez całe dorosłe życie. Przypadkowe spotkanie dwojga młodych ludzi nie tylko całkowicie odmieni ich losy, lecz także wstrząśnie posadami świata, w którym oboje żyją.
Ciekawe, ach, ciekawe czy Imperium ognia rzeczywiście okaże się zapierającą dech w piersi historią…
Generalnie, nie czytuję tego typu fantastyki. Ba, praktycznie wcale nie czytuję fantastyki. Po tę książkę sięgnąłem z tego samego powodu, dla którego sięgnąłem po Dziewczynę z pociągu. Kiedy ktoś mi wmawia, że umrę z zachwytu nad daną powieścią, podchodzę do tego jak do gry w pokera. Sprawdzam.
Debiuty literackie są nieodgadnione. Mogą być świetne, mogą być przeciętne lub najzwyczajniej w świecie – kiepskie. Nie mając punktu odniesienia ryzykujesz, bo nie masz prawa wiedzieć, co cię czeka. I ja też zaryzykowałem. Czytacz zaryzykował. Budżet domowy zaryzykował.
Lubię rozbierać książki. Może i kiepski ze mnie recenzent, bo na dobrą sprawę w nosie mam te wszystkie czcze dyrdymały, które należałoby analizować. Dla mnie książka to wynik równania: bohaterowie + fabuła + język + stopień wyrywalności z kapci. Nic więcej, nic mniej.
Chwytam zatem metaforyczny nóż oraz widelec w dłonie i zaczynam rozkrawać książkowy smakołyk.
Fabuła: ciekawa, choć początkowo postrzegałem ją jako sztampową. Ona i on znajdują się po dwóch różnych stronach, poznają się i zaczynają zmieniać świat. Romeo, czemuż ty jesteś Romeo? Znane i sztampowe, prawda? Ale nie! Tu miłosnego sztampu nie uświadczymy. Fakt, romans gdzieś tam wisi w powietrzu, choć niekoniecznie nad głowami przeklętych kochanków. Okazuje się, bowiem, że fabularnie Imperium ognia jest dużo bardziej złożone. I precyzyjnie poprowadzone. To naprawdę kawał dobrej, mięsistej fabuły. Najlepszej jakości. Są zwroty akcji, są nieprzewidziane zdarzenia i sporo zaskoczeń. Mamy złowrogie Imperium, panów i niewolników. Starożytny Rzym w nowym wydania, choć nieco bardziej przerażającym. Majstersztyk.
Początkowo bohaterowie książki nie oczarowują. Mamy do czynienia z prostą wiejską dziewuszką, która z czasem decyduje się poświęcić wszystko, by wyratować brata z niewoli. Sama też trafia do niewoli, by tam wypełniać przerażającą misję. Z drugiej strony jest Elias, syn najokrutniejszej kobiety w Imperium, kształcący się wojownik, należący do prawdziwej Elity przez duże „E”. Fabułę Imperium ognia poznajemy z dwóch perspektyw: perspektywy Lai i Eliasa. Ten zabieg pozwala nam nie tylko doskonale poznać naszych bohaterów, ale i stanowi najlepszą możliwą formę opowiedzenia tej historii. Rozterki bohaterów – tak rzeczywiste i ludzkie, stanowią naprawdę mocną stronę powieści.
Tym, co mnie najmocniej zafascynowało w Imperium ognia są Maski. Wojownicy. Najlepsi z najlepszych. Bezwzględni, okrutni ludzie, którzy wywołują lęk wśród społeczności. Droga jaką wybrańcy pokonują, by stać się wojownikami jest niesamowita i rewelacyjnie oddana w książce. I doskonale tłumaczy, dlaczego są tacy jacy są. Zło w tej książce ma wiele twarzy, ale każda kryje w sobie ludzką cząstkę, co czyni je jeszcze bardziej przerażającym.
Językowo Imperium ognia w niczym nie przypomina debiutu. Gdybym nie wiedział, że Sabaa Tahir jest początkującą pisarką, po lekturze uznałbym, że książkę napisał stary wyjadacz władający piórem tak sprawnie jak najznamienitszy z wojowników mieczem. Doskonałe oddanie emocji bohaterów, zaostrzenie języka w odpowiednich momentach i bezwzględna perfekcja. Tahir nie zastanawia się nad tym, co pisze – ona to po prostu robi i widać, że słowa płyną prosto z serca.
Mimo, że złośliwa część mojej natury miała nadzieję utrzeć nosa Jankesom i im rankingom i stwierdzić, że ta ich cudowna książka wcale taka cudowna nie jest, muszę zwrócić honor: Imperium ognia jest świetne. W każdym calu. Rozpocząłem w ostatnim czasie wiele serii książkowych, ale prawdziwie i diabelnie niecierpliwie wyczekuję kontynuacji tylko jednej z nich. Teraz wiecie której.
Opublikuj komentarz