
„Gwiazd naszych wina” John Green

Tekst archiwalny z 2015 r.
Nienawidzę opowieści o chorych ludziach.
Nienawidzę opowieści o umieraniu.
Jeszcze bardziej nienawidzę umierania.
O ile nie mam problemu z czytaniem książek, gdzie śmierć przychodzi znienacka i jest wynikiem zadanych obrażeń czy walki, potwornie nie lubię samego faktu umierania. Powolnego procesu zwykle związanego z chorobą czy starością. W książkach i filmach doskonałego wyciskacza łez. Do diabła z tym!
Nie miałem ochoty na książkę z rakiem w tle. Rakiem, który wybił mi część rodziny. Ale odkąd obejrzałem ekranizację najpopularniejszej powieści Johna Greena wiedziałem, że prędzej czy później nadejdzie dzień, kiedy sięgnę po książkową wersję Gwiazd naszych wina.
Dojrzewałem do tej decyzji w trakcie lektury 2 i 1/3 innych książek Johna Greena (Papierowe miasta, Szukając Alaski oraz zbiór opowiadań świątecznych W śnieżną noc, gdzie opowiadanie Greena stanowiło 1/3 zbioru). Czytacza łapy świerzbiły na samą myśl o lekturze, dlatego skutecznie mącił mi w głowie, gdy poszukiwałem kolejnej lektury.
– Czytaczu, może przeczytamy 19 razy Katherine? – pytam go (Czytacza).
– To doskonały pomysł! – odpowiada. – Przeczytajmy Gwiazd naszych wina!
Chwila konsternacji.
– To może Will Grayson, Will Grayson? – próbuję jeszcze raz.
– Jak najbardziej! Może być Gwiazd naszych wina!
I dogadajcie się z bydlakiem.
Ustąpiłem. Książkę zamówiłem. Na nieszczęście akurat wtedy Matras przeżywał lekkie oblężenie, toteż nieco dłużej niż zwykle czekałem na odbiór zamówienia. W końcu książka trafiła w lepkie łapska Czytacza. Kilka głębokich wdechów i wydechów i czytamy!
Szesnastoletnia Hazel choruje na raka i tylko dzięki cudownej terapii jej życie zostało przedłużone o kilka lat. Jednak nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół, nie funkcjonuje jak inne dziewczyny w jej wieku, zmuszona do taszczenia ze sobą butli z tlenem i poddawania się ciężkim kuracjom. Nagły zwrot w jej życiu następuje, gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje niezwykłego chłopaka. Augustus jest nie tylko wspaniały, ale również, co zaskakuje Hazel, bardzo nią zainteresowany. Tak zaczyna się dla niej podróż, nieoczekiwana i wytęskniona zarazem, w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania: czym są choroba i zdrowie, co znaczy życie i śmierć, jaki ślad człowiek może po sobie zostawić na świecie.
Wnikliwa, odważna, pełna humoru i ostra Gwiazd naszych wina to najambitniejsza i najbardziej wzruszająca powieść Johna Greena. Autor, pisząc o nastolatkach, ale nie tylko dla nich, w błyskotliwy sposób zgłębia w niej tragiczną kwestię życia i miłości.
Jak zwykle w przypadku powieści Johna Greena, pierwsze skrzypce odgrywają tu bohaterzy. Dogłębna analiza postaci występujących w dramacie, ich oryginalność oraz nietuzinkowe zainteresowania czy poczucie humoru – ot, znak firmowy Greena. Ciężki temat jakim są zmagania z rakiem nie wpłynął negatywnie na przedstawienie bohaterów, choć w takiej sytuacji zawsze jest ryzyko przesady: zbyt zabawni lub zbyt smutni. Przy czym John Green zdaje się mieć pełną świadomość jak stąpać po granicy, by w żadnym momencie jej nie przekroczyć. Dobrze oddał stan w jakim znajdują się Hazel i Augustus. Stan wiecznej niepewności i lęku. Zresztą, ta część ich jestestwa została najmocniej zaznaczona. Choć nie można zaprzeczyć, że bohaterowie pozostają również błyskotliwi i zabawni.
Fabularnie Gwiazd naszych wina również utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie – mamy tu wszystko, za co kochamy Johna Greena, a więc humor, zwroty akcji i mnóstwo okazji do tego, by zmusić czytelnika do refleksji. To nie tyle opowieść o walce z nieuleczalną chorobą, co o tym, jak dobrze przeżyć każdy dzień. Uwielbiam wypowiedź Hazel na temat nieskończoności: Istnieje nieskończony szereg liczb między zero i jeden. Jest jedna dziesiąta, dwanaście setnych, sto dwanaście tysięcznych i nieskończony zbiór różnych innych. Oczywiście, między zero i dwa czy między zero i milion znajduje się większy nieskończony szereg liczb. Ponieważ niektóre nieskończoności są większe od innych.
Uwielbiam motyw z van Houtenem i lekcję, która z tego motywu wypływa: niektóre marzenia są najpiękniejsze, kiedy pozostają w sferze marzeń. Rzeczywistość może je ograbić ze wszelkiego piękna.
Całości dopełnia cudownie plastyczny język. Pisanie książek jest sztuką. Mniejszą lub większą, lecz sztuką. Ale tylko niektórzy autorzy posiadają prawdziwy dar do składania słów. I John Green zdecydowanie jest jednym z tych niektórych. Nielicznych. Jego słowa mają niezwykłą moc, a on sam po raz kolejny udowadnia jak bardzo jest świadomy nie tylko tego, co pisze, ale JAK. A pisze genialnie. Przyjemnym, wciągającym stylem. Tę książkę połyka się w zaledwie kilka godzin.
Gwiazd naszych wina to piękna, poruszająca opowieść o tym, że w życiu nie jest istotna ilość chwil, które się przeżyło lecz ilość tych, które się wykorzystało i spożytkowało w najlepszy możliwy sposób. To historia niezwykłej miłości i pogodzenia ze straszliwą chorobą, która nie tylko nie niszczy piękna życia, lecz sprawia, że każdy drobiazg zyskuje na znaczeniu. Po prostu: genialna książka.
Opublikuj komentarz