
„Zapisane na skórze” Dominik Dan

Tekst archiwalny z 2016 r.
Bokiem już mi wychodzą ci wszyscy superdetektywi z ilorazem inteligencji przekraczającym 300 (a może nawet i 400), którzy wiecznie dźwigają na swych barkach ciężar zbrodni tak wymyślnych, że nikt inny nie byłby w stanie ich rozwikłać. To plus schematyczność sprawia, że stosunkowo rzadko czytam kryminały, a jeszcze rzadziej zaczytuję się nimi.
To błędne koło – im mniej ich czytam, tym mniejszą daję sobie szansę na to, by trafić na kryminał doskonały. A jednak, okazuje się, że jest to możliwe. Ba, właśnie mi się to przytrafiło!
Co więcej – właśnie przeżyłem swój pierwszy raz. Pierwszy raz z książką słowackiego autora – w sensie, autora pochodzącego ze Słowacji, nie mającego nic wspólnego z naszym narodowym Julkiem. I choć legendy już krążą wokół tego, że pierwszy raz nigdy nie jest idealny – wręcz bywa bolesny i rozczarowujący – nie mam na co narzekać. Trwało to dwa dni i było mi dobrze. Nawet więcej niż dobrze!
Dobra, do rzeczy – w czwartym akapicie już nawet nie wypada, a trzeba w końcu podać tytuł obgadywanego dzieła. Fanfary: Zapisane na skórze Dominika Dana. Ostatecznie do przeczytania tej książki skłoniła mnie ciekawość wynikająca ze świadomości, że autor to czynny policjant. Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale budzi nadzieję.
Trzecie spotkanie polskich czytelników z policjantem Krauzem i jego współpracownikami. Umiera żona jednego z detektywów, wkrótce pojawia się w jego domu dawno nie widzialny syn, a wraz z nim problemy. Detektywi Krauz i Chose obiecują ojcu, że przypilnują młodego człowieka, nie domyślają się jednak, w co jest on wplątany. Tymczasem trwają prace nad okolicznościami śmierci wysokiego urzędnika państwowego. Światło dzienne może ujrzeć przerażająca tajemnica sprzed lat.
Wiem – powyższe nie zwiastuje wybitnie oryginalnej i porywającej lektury. Ot, kryminał jakich tryliardy zylionów kurzą się na półkach, pod półkami i wszędzie indziej, gdzie się tylko zdołają wcisnąć. Ale nie oceniaj książki po opisie (dobre hasło – muszę je opatentować)!
Zapisane na skórze to nie tylko dwa prowadzone równocześnie śledztwa, ale przede wszystkim wierne przedstawienie pracy w policji, świetnie skonstruowane sylwetki bohaterów i heroiczna walka o życie skazanego na śmierć i powszechną niechęć drzewka cytrusowego. To znakomicie poprowadzona opowieść kryminalna pełna napięcia, ale i humoru oraz ściskająca w odpowiednich momentach za… krocze.
Realia pracy w policji, ludzkie słabości i wiarygodne podejście do pracy (w końcu detektywi nie spędzają całej doby na pracy traktując ją jako swój życiowy priorytet) sprawiają, że Zapisane na skórze czyta się nadzwyczaj lekko i przyjemnie. To książka z bogatą i plastyczną narracją, a jednocześnie rzeczowa i pozbawiona wszelkich dłużyzn, które – co przyznaję nieśmiało – uważałem za element gatunkowy każdego kryminału. Ludzkie dylematy (pracować czy iść na piwo?) sprawiają, że powieść Dana wzbija się na wyżyny.
Aktorzy tego spektaklu – gliniarze z długim, dłuższym lub jeszcze dłuższym stażem pracy, nierzadko traktujący swoją pracę jako rutynę, stanowią nie tylko pierwszą twarz książki, ale i jej tło oraz wszelkie dodatki. Narracja skupiająca się na różnych bohaterach dodaje jej dynamiki i dba o to, by napięcie lub humor, nie malały. Wszystko to zasługa ciekawych i złożonych relacji między nimi, a także nieustannej walki o to, by szef nie dowiedział się o tym kto, gdzie i jak się opieprza. Ta nuta realizmu jest cudowna.
Obawiałem się o styl tej książki. Jeszcze zanim po nią sięgnąłem miałem przeczucie, że może się okazać, iż treść będzie drastycznie górowała nad formą. W końcu praca policjanta nie polega na pięknym pisaniu, prawda? A jednak – Dominik Dan i na tym polu nie pozostawia wiele do życzenia. Tfu! Co ja plotę! Nie pozostawia nic do życzenia!
No i fabularnie – cudo. Następuje zerwanie z mitem genialnego Sherlocka Holmesa, a wynik śledztwa zależy od umiejętności współpracy i doświadczenia. Nie ma ciągłego krążenia po mieście i wracania wciąż i na nowo do tych samych punktów, pykania fajki, nagłych objawień czy niekończących się zwrotów akcji, które sprawiają, że mniej więcej w połowie książki nie ma się już bladego pojęcia o co w niej chodzi. Zapisane na skórze to inteligentne śledztwa, determinacja i postępowanie krok po kroku bardziej lub mniej zgodnie z policyjnym protokołem. Realizm na najwyższym poziomie.
Skoro już się przyznałem do tego, że nie czytam zbyt wielu kryminałów, ta ocena pewnie nie ma większego znaczenia, niemniej z pełną stanowczością stwierdzam, że to najfajniejszy kryminał jaki kiedykolwiek czytałem. I nie bez znaczenia w tej ocenie jest wspominana już heroiczna walka drzewka cytrusowego! Drzewko cytrusowe rulezz!
Opublikuj komentarz