
„Nie traćmy ani chwili” Jill Mansel

Tekst archiwalny z 2014 r.
„Nie traćmy ani chwili”, a ja straciłem wiele dni na czczych próbach przeczytania powieści Jill Mansell – zabierałem się za tę książkę po to, by po kilku stronach odłożyć ją. A termin napisania recenzji się zbliżał. To Natalia wybrała tę pozycję do recenzji – nie dość, że to literatura kobieca, to w dodatku opatrzona różową okładką! Ale chciałem spróbować. Po kilku stronach stwierdziłem, że sam mogę przeczytać „Nie traćmy ani chwili” i napisać recenzję. I zmarnowałem ponad tydzień. Straciłem wiele czasu.
Jakże żałuję, że od początku nie włożyłem w czytanie tej powieści więcej serca! Okazało się bowiem, iż po wstępie, który nazbyt mnie nie porywał, publikacja Jill Mansell wniosła w moje życie wiele uśmiechu i radości oraz wzruszeń. Być może to fakt, że sam niebawem zostanę ojcem zdecydował o tym, że „Nie traćmy ani chwili” odnalazło bardzo prostą drogę do mojego serca i zachwyciło mnie w niezwykły, magiczny sposób. Już dawno nie czytałem tak dobrej książki, która pomimo wielu wątków była tak spójna i rzeczowa. Jill Mansell podarowała swoim czytelnikom dzieło dopracowane do granic możliwości i niezwykle pozytywne, choć nie ckliwe. Chwilami jej książka przypominała mi „Trafny wybór” J.K.Rowling – w obydwu przypadkach mamy, bowiem, do czynienia z dokładnie zarysowaną społecznością niewielkich miejscowości oraz przeżywamy losy ich mieszkańców, które nierzadko potrafią dogłębnie poruszyć czytelnika. Tyle, że w przeciwieństwie do „Trafnego wyboru”, „Nie traćmy ani chwili” cechuje się zdecydowanie bardziej pozytywnym wydźwiękiem. To prawdziwie romantyczna opowieść, którą mógłbym porównać do filmu, który wprost uwielbiam – „To właśnie miłość”. Zabawne, że wszystkie dzieła, o których wspominam w tej recenzji, są produkcji brytyjskiej – czyżby to oznaczało, że jestem wybitnie podatny na brytyjską twórczość? Być może.
„Nie traćmy ani chwili” to świetnie napisana powieść, którą czyta się niezwykle szybko (ponad 460 stronic pokonałem ostatecznie w zaledwie dwa popołudnia) i z niebywałą przyjemnością. Nie będzie zaskoczeniem, że najbardziej bawiły mnie momenty związane z wychowywaniem małego dziecka przez „nieodpowiedzialnego przystojniaka”, choć muszę przyznać, że początkowo bardzo irytowała mnie właśnie postać głównego bohatera, Dextera. Sam nie jestem typem kobieciarza i cechuje mnie stałość w uczuciach, toteż przez pierwsze pięćdziesiąt stron, uważałem Dexa za totalnego dupka i palanta (a w myślach krzyczałem: „a żeby cię kiła zmogła!”), na szczęście z czasem mężczyzna zmienia się i jego perypetie sprawiają, że nie można oderwać się od lektury (a niektóre sytuacje wręcz bawią do łez jak niezwykle ciekawa wizyta w restauracji z małą Delphi na kolanach!). Ogólnie rzecz biorąc, Jill Mansell zna się na rzeczy i tworzy prawdziwych bohaterów z krwi i kości. Każda postać w jej książce ma swój niepowtarzalny charakter i jest unikatowa, a mnogość różnych historii przedstawionych w fabule pokazuje czytelnikowi jak ważne jest podejmowanie w życiu słusznych decyzji, albowiem te niesłuszne mogą zrujnować człowiekowi życie na bardzo wiele lat. Najważniejsze jest jednak, by bez względu na wszystko, zawsze dać sobie szansę na szczęście. Pewnie stąd wziął się tytuł książki – „Nie traćmy ani chwili”, który zdaje się być celnie wymierzonym przez pisarkę manifestem. Sam z pewnością skorzystam z jej rad i nigdy nie będę wątpił w to, że zawsze jest czas na to, by coś naprawić i zbudować swoje szczęście. Czuję się niezwykle dumny z mojej własnej postawy i tego, że nie ugiąłem się przed swoim męskim „ego” i przeczytałem różową książkę dla kobiet. Wiem, że podjąłem właściwą decyzję i coś czuję, że ta książka pozostanie na długo nie tylko w mojej pamięci, ale i w sercu. Zdecydowanie polecam „Nie traćmy ani chwili” wszystkim, którzy wątpią w swoje szczęście oraz tym, którzy są szczęśliwi. Bo ta powieść pokrzepia i wzbudza ciepło w sercu. Dziękuję, Jill Mansell – sprawiłaś, że ten weekend był dla mnie naprawdę magiczny i wspaniały.
Opis wydawniczy:
Dexter dowiaduje się o śmierci siostry. Musi zaopiekować się siostrzenicą. Czeka go wyboista droga, pełna wyrzeczeń i obowiązków. Koniec z imprezami, wyjazdami, modnymi klubami i kobietami na jedną noc. Od teraz jedyną kobietą w jego życiu jest malutka Delphi, która potrafi dać w kość, jak tylko potrafią maluchy. Dexter wie, że nic już nie będzie takie, jak dawniej. Wyprowadza się z dzieckiem do wiejskiego domu pod Londynem. Tęskni za dawnym życie singla. Jest przerażony odpowiedzialnością, która na niego spadła i strachem przed niesforną i pełna energii dziewczynką. Na szczęście są wokół empatyczni sąsiedzi, którzy zawsze przybywają na czas, ratując niewyspanego, umęczonego i niedoświadczonego rodzica.
Czy Dexter podoła wyzwaniom samotnego ojca? Czy znajdzie kobietę, która pokocha jego i Delphi? Odpowiedzi trzeba poszukać w komiksowych historyjkach, które rysuje do gazet przemiła Molly. Jest inteligentna, śliczna i uzdolniona. Niestety, zakochuje się w niewłaściwych mężczyznach. Trzymamy kciuki liczymy na szczęśliwe zakończenie!
Kto przeczytał Spacer w parku wie, że książki Jill Mansell uzależniają. Zatem Nie traćmy ani chwili, nowa powieść autorki romantycznych bestsellerów już wkrótce w księgarniach.
Kocham wszystkie moje czytelniczki i mam nadzieję, że w Polsce też polubią moją kolejną książkę, będą się śmiały i płakały, i nie zasną, póki jej nie skończą!
Jill Mansell
(Z wywiadu WL z autorką)
Kobieca literatura w angielskim stylu? Czemu nie. Czytam. Przez ramię mojej żony.
Radosław Krzyżowski (Serialowy Michał Sambor „Na dobre i na złe”)
Opublikuj komentarz