
„Delirium” Lauren Oliver

Tekst archiwalny z 2016 r.
Gdybym miał wybierać: żyć w świecie opanowanym przez zombie lub w świecie pozbawionym miłości, wolałbym zaprzyjaźnić się z żywymi truposzami. Tam przynajmniej są emocje, bucha gorąca krew i nieustanne dążenie do bliskości. Zombie wyjątkowo zależy na twojej bliskości. Aż by cię zjadł z miłości!
Lauren Oliver przedstawia wyjątkowo ponurą wizję świata – świata, w którym miłość to choroba. Uznawana za najgorszą ze wszystkich. To zdecydowanie nie świat dla mnie…
„Mówili, że bez miłości będę szczęśliwa.
Mówili, że lekarstwo na miłość sprawi, że będę bezpieczna.
I zawsze im wierzyłam.
Do dziś.
Teraz wszystko się zmieniło.
Teraz wolę zachorować i kochać choćby przez ułamek sekundy, niż żyć setki lat w kłamstwie”.
Dawniej wierzono, że miłość jest najważniejszą rzeczą pod słońcem.
W imię miłości ludzie byli w stanie zrobić wszystko, nawet zabić.
Potem wynaleziono lekarstwo na miłość.
Czy gdyby miłość była chorobą, chciałbyś się wyleczyć?
Lubię literackie światy, w których wszystko jest poukładane, spójne i logiczne. Głęboka znajomość świata i świadomość panujących w nim zasad nierzadko sprawiają, że po prostu wsiąkam w książkę. Jak woda w gąbkę. Pozwala mi to maksymalnie wczuć się w położenie bohatera.
Ta rzadka możliwość stania się częścią książkowego świata spotkała mnie w trakcie lektury Delirium. Od wielu lat nie miałem okazji ku temu, by tak bardzo zagłębić się i poznać książkowy świat. Delirium ma nie tylko swoje miejsce akcji i bohaterów. Świat przedstawiony ma własną historię, własną filozofię i religię. Jest rzeczywisty aż do granic możliwości. I bardzo, bardzo logiczny.
Każdy rozdział książki poprzedza cytat: czy to z Księgi szczęścia, zdrowia i zadowolenia będącej głównym źródłem wiedzy i mądrości oraz wiary, czy z książek historycznych. W Księdze SZZ niejednokrotnie natrafimy na biblijne cytaty, stosownie przerobione, by wpisywały się w panującą w książce rzeczywistość. Delirium bardzo jasno i wyraźnie pokazuje jak niebezpieczna i skuteczna może być dobra manipulacja. Aż się włosy jeżą na karku!
Lauren Oliver wykreowała niezwykły świat, szczegółowo dopracowany i niesamowicie spójny. To z pewnością wymagało olbrzymiej i drobiazgowej pracy. Za to wielkie brawa!
Coś kosztem czegoś. Fantastycznie przedstawiony świat przyćmiewa nieco bohaterów i samą akcję. O ile wszelkie opisy czy refleksje rozciągają się na całe strony tej krótkiej (niespełna 300 stron) powieści, o tyle wszelka akcja jest ledwie zarysowana. Kiedy ma się coś wydarzyć, po prostu się dzieje i już. PUF i nie ma. Było, minęło. Teraz kolej na dalsze opisy. Dynamika może nie leży, choć będzie to domena kolejnych tomów trylogii.
Grunt, że bohaterowie są ciekawi. Nie przerysowani. Strasznie podobają mi się relacje między postaciami oraz motywacja poszczególnych. Nie każda z postaci przedstawionych w Delirium zachowuje się tak, jakbym sobie tego życzył, ale to tylko atut tej książki. Widać w nich życie. Nie tylko papierowe. Genialne opisana jest również przemiana wewnętrzna Leny, nastolatki z perspektywy której poznajemy całą opowieść. To postać niezwykle zmienna, stale ewoluująca i konfrontująca swoje ideały z rzeczywistością.
Ogólny koncept Delirium jest bardzo ciekawy, choć mocno kojarzy mi się z filmem Equlibrium. Czytając Delirium mocno zastanawiałem się, czy to nie właśnie ten film z Christianem Bale’em w roli głównej stanowił źródło pomysłu. Książka i film mają ze sobą bardzo wiele wspólnego, co kładzie się lekkim cieniem na Delirium.
Generalnie, wrażenia z lektury mam dobre. Książka z pewnością wybija się na tle literatury young adult i przedstawia ciekawą wizję antyutopii. Na pewno zapadnie mi ona w pamięć dzięki genialnej kreacji świata. Myślę, że sam świat jest w stanie przyćmić wszelkie mankamenty Delirium, z których największym są z pewnością dłużyzny oraz nazbyt szybko opisane sceny akcji. Nie można mieć wszystkiego. A szkoda.
Opublikuj komentarz