
„Chowańce. Tajemnice Korony” – Adam Jay Epstein, Andrew Jacobson

Tekst archiwalny z 2015 r.
Drzemiący w moim sercu Czytacz strasznie ekscytował się możliwością przeczytania drugiego tomu Chowańców – serii książek dla dzieci napisanej przez Adama Jaya Epsteina i Andrew Jacobsona. Pierwsza część obudziła w nim dziecko i gdyby ów mały stworek czytelniczy miał ogonek, zapewne merdałby nim jak oszalały z radości szczeniak. Nie chcąc drażnić stworzonka zabrałem się za lekturę Chowańców: Tajemnice Korony – wszakże nie ma co tracić czasu, kiedy czekają nas trolle z głowami do ścięcia i smoki do zarżnięcia!
Trzeba przyznać, że drugi tom zapowiadał się równie dobrze jak pierwszy:
Kiedy ludzka magia nagle znika z Bezkresji, świat mogą uratować tylko chowańce: posługujący się telekinezą kot Aldwyn, mądralińska sójka Skylar i prostoduszna żaba Gilbert – o ile odnajdą na czas koronę śnieżnej pantery, tajemniczy starożytny przedmiot zdolny odwrócić klątwę. By wypełnić misję, Aldwyn podąża śladami łap swojego zaginionego ojca, który wyruszył na poszukiwanie korony kilka lat wcześniej.
Magiczny szlak, niewidzialny dla nikogo innego, prowadzi na Drugą Stronę, gdzie dzielne chowańce stawiają czoła nowym wrogom i niebezpieczeństwom, a Aldwyn dowiaduje się więcej o swojej tajemniczej przeszłości i rodzinie – a są to wiadomości naprawdę szokujące.
A jeśli niebezpieczna misja nie zakończy się sukcesem?
Wraz z rozpoczęciem lektury powróciłem do świata, który nie tak dawno temu oczarował mnie i zwrócił dzieciństwo. Ci sami bohaterowie, ten sam, bardzo dobry styl i nowe przygody! Czego chcieć więcej?
Właściwie po kontynuacji spodziewałem się powtórki z rozrywki – nie oczekiwałem, że ta książka w jakiś sposób mnie zaskoczy – traktowałem ją jako zabawną książkę dla dzieci, przewidywalną, niezbyt skomplikowaną, ale i cudowną w swojej prostocie. Tymczasem, okazuje się, że autorzy zrobili mnie w bambuko.
A to dlatego, że Chowańce: Tajemnice Korony to nie tylko bardziej zawiła fabuła z nieprzewidywalnymi zwrotami akcji, ale i rozwiązanie wielu zagadek z poprzedniego tomu czy zajrzenie w głąb bohaterów. Mówiąc krótko: ta książka, przy wszystkich zaletach pierwszego tomu, jest od niego głębsza i bardziej złożona. Skąd naprawdę wywodzi się Aldwyn? Jaką tajemnicę skrywa Skylar? To zaledwie dwa ważne pytania, na które poznajemy odpowiedzi w tej książce – choć pojawia się też wiele nowych, na które odpowiedzi pewnie znajdziemy w kolejnych tomach.
Strasznie spodobało mi się pogłębienie charakterystyk wymienionych wyżej dwojga bohaterów (choć i Gilbert ma w tej książce swój moment jako nieustraszony wojownik!) – dzięki temu możemy ich lepiej poznać, a w przypadku Skylar i głównego czarnego charakteru serii, poznać cienką granicę pomiędzy dobrem i złem.
Z kolei mówiąc o fabule i przedstawieniu fantastycznego świata, trudno nie wspomnieć o olbrzymiej wyobraźni autorów książki – takie stwory jak piachozaury, gundabestie, szkliwerna czy pogłośnica, znakomicie uzupełniają historię. Podobnie jak ciekawa koncepcja pętli czasu.
Sama fabuła – podobnie jak w pierwszym tomie – rozwija się dynamicznie. Stale coś się dzieje, a każda przygoda jest inna. Każde wyzwanie dramatyczne na swój sposób. A wszelkie drobnostki to okruchy prowadzące do świetnych rozwiązań. Widać, że książka jest bardzo dobrze przemyślana i w żadnym calu nie opiera się na przypadku.
Aż do połowy czyta się ją równie przyjemnie jak poprzedniczkę, ale później powieść się rozkręca i, według mnie, dystansuje pierwszy tom. Cudownie jest widzieć rozwój serii, świadomość autorów i drobiazgowo skonstruowany świat jak i wszelkie wątki.
Co do przewidywalności: zwłaszcza finał drugiego tomu pokazał mi jak bardzo się myliłem i jak bardzo ta książka potrafi zaskoczyć. Można powiedzieć o niej wiele (w domyśle: dobrego), ale niewiele da się w niej przewidzieć.
Największą magią książki dla dzieci jest posiadanie przez nią umiejętności oczarowania dorosłego. Z wielką tęsknotą wyglądam historii, które potrafiłyby przenieść mnie do czasów dzieciństwa i zaszczepić w moim sercu dziecięcą radość. Chowańcom się to udało. Za każdym razem, gdy pogrążam się w lekturze, nie czuję się dorosłym, mężem, ojcem, ale dzieckiem. Małym, śmiesznym i głupiutkim chłopcem, którym byłem przed laty. Ta historia budzi we mnie dziecko i bardziej zachęcić do jej lektury nie potrafię. Choć pewnie i tak znajdzie się jakiś stary ramol, który tego nie zrozumie.
Opublikuj komentarz