„W śnieżną noc” M. Johnson, J. Green, L. Myracle

„W śnieżną noc” M. Johnson, J. Green, L. Myracle

Tekst archiwalny z 2015 r.

To chyba jakieś jaja. Los zakpił ze mnie i gra mi na nosie śmiejąc się prosto w twarz i nie owijając jawnej kpiny w bawełnę (zdanko, że hej!): czytam zbiór świątecznych opowiadań z potężną śnieżycą w tle, podczas gdy za oknem… słońce. Ładną wiosnę mamy tej zimy. 

Nie, żebym tęsknił za zimą – co to, to nie! Ale kiedy otwieram w nocy okno i do domu wpada krwiożercza kreatura, którą mróz już dawno powinien był pozbawić życia – komar – dochodzę do wniosku, że coś tu nie gra… Poza tym, czytając W śnieżną noc, zakiełkowała gdzieś tam we mnie, w Czytaczu, drobna nostalgia za śniegiem, lepieniem bałwanków i wrzucaniem dzieci w zaspy śnieżne… 

W śnieżną noc to bogaty zbiór trzech opowiadań o miłości utrzymany w klimacie Bożego Narodzenia. Napisany przez troje amerykańskich autorów: Maureen Johnson, Lauren Myracle i Johna Greena (teraz wiecie, co mnie skłoniło do sięgnięcia po tę książkę), cechuje się dowcipem i uwielbianym sztampem znanym z takich produkcji jak To właśnie miłość czy Listy do M

W wigilię miasteczko Gracetown kompletnie zasypuje śnieg. Na pocztówkach może i wygląda to malowniczo, ale w rzeczywistości bardzo komplikuje życie. I na pewno nikt nie spodziewa się, że przedzieranie się przez zaspy samochodem rodziców, nieplanowana kąpiel w przeręblu albo nieprzyzwoicie wczesna zmiana w Starbucksie mogą prowadzić do spotkania z miłością. Jednak w śnieżną noc, kiedy działa magia świąt, zdarzyć się może wszystko…

Tak, tak – wiem. Świąteczna komercja. Przecież co roku powstają dziesiątki książek o podobnej tematyce, żeby posłużyć jako sezonowe hity, które potem gdzieś zginą zasypane toną innych książek. Opowiastki dobre na jeden okres w roku. 

Tym, co mnie zaskoczyło w zbiorku W śnieżną noc są bardzo ciekawe powiązania pomiędzy opowiadaniami. Po okładkowym opisie spodziewałem się, że cechą wspólną będzie śnieżyca, ewentualnie jej miejsce. I tyle. Dlatego bardzo pozytywnie zaskoczył mnie fakt, że te powiązania są duże bardziej ścisłe: przeplatanie się bohaterów, wydarzeń (dla przykładu: gdy w jednym z opowiadań ktoś wjeżdża samochodem w zaspę, w drugim ktoś inny zastanawia się, co za kretyn w nią wjechał), co potęguje komizm i sprawia, że na samo skojarzenie mimowolnie się uśmiechamy. Dobra, dobra – JA się uśmiecham. Ot, sentymentalny głupek. 

Każdy z autorów ma swój własny, unikalny styl, jednak w pewien sposób style te się uzupełniają i doskonale ze sobą współgrają. Opowiadania są plastyczne, napisane fajnym językiem i przesycone humorem (np. bitwa o Flobie – serię świątecznych, ceramicznych domków). O dziwo – spodziewałem się, że opowiadanie Johna Greena (Bożonarodzeniowy cud pomponowy) zdeklasuje pozostałe dwa, tymczasem mam wrażenie, że to ono zostało zdeklasowane (co nie oznacza, że było złe, bo nie było)! Moje serce skradła pierwsza historia, Podróż wigilijna, która jest tak klasycznie romantyczna w komediowej otoczce, że rozpływałem się nad nią i żałowałem, że jest tak krótka (dlatego nienawidzę opowiadań: zanim wczuję się w klimat, w twarz uderza mnie jego koniec). 

Różnorodność bohaterów, zabawne zwroty akcji, absurdalnie śmieszne wyzwania: W śnieżną noc zdecydowanie wpisuje się w klimat świąt. Ze swoją prostotą, bezpośredniością i miłosno-świątecznym happy endem. Te opowiadania są po prostu urocze. Tkliwe, wzruszające, zabawne. Taka książkowa wersja filmowych hitów świątecznych, choć z mniej zawiłą fabułą, acz równie pokręconą. 

Wiem, wiem. Jestem zły, niedobry i brzydki. Dałem się naciągnąć na świąteczny chłam i w ogóle. 15/10 przypadków twierdzi, że święta to komercha i głupotą jest kupowanie typowo świątecznych bibelotowych, tworów, utworów i wytworów. (Bo to komerchaaaa!). A i tak później 16 z owych 15 przypadków pójdzie do sklepu i kupi coś równie (lub podobnie) komercyjnego. I schowa pod łóżko, bo wstyd się przyznać do tego zakupu, o! Zresztą, kto Czytaczowi zabroni? 

W śnieżną noc jest urocze. I tyle! Za oknem nie ma śniegu, słońce wali po oczach, zaraz zakwitną tulipany. Do diaska, przecież gdzieś musimy znaleźć ten klimat świąt, co nie? Zatem, jeśli ktoś go jeszcze nie znalazł i jest w stanie pocieszyć się klimatem fikcyjnym, niechaj czym prędzej się wybiera do księgarni, nim ją zamkną! W przeciwnym razie czeka go naprawdę cicha noc. Bo w takim klimacie wiosennego Bożego Narodzenia nawet pies z Wami nie pogada o północy! 

Opublikuj komentarz