„W ramionach gwiazd” Amie Kaufman, Meagan Spooner

„W ramionach gwiazd” Amie Kaufman, Meagan Spooner

Tekst archiwalny z 2016 r.

Ze statkami kosmicznymi jest jak z Titaniciem – im większe, im trwalsze, im bardziej nie do zdarcia, im bardziej niezatapialne czy niespadajne, tym klęska ich spektakularniejsza. Bo powiedzmy sobie szczerze: czego można oczekiwać po przemierzającym galaktyki frachtowcu, którego jakiś geniusz (zapewne) ochrzcił Ikarem? 

Spektakularna katastrofa z definicji wymaga dużej ilości zgrzytów, ewentualnie wybuchów, masy trupów i epickiej miłości. No i odrobiny walki o przeżycie. Inaczej być nie może. Ale nie uprzedzajmy faktów. 

„Jedno jego spojrzenie wystarczy, by rozpalić we mnie krew. Zdaje mu się, że nie widzę, jak wyciąga rękę w moją stronę i jak powstrzymuje się w ostatniej chwili. Jest niecierpliwy, ale potrafi się hamować – chce mnie odzyskać, ale czeka. Myśli, że mamy czas.”

Ikar, największy prom kosmiczny w całej galaktyce, rozbija się podczas rejsu. Jedyni ocaleni to Lilac – córka najbogatszego człowieka w całej galaktyce, i Tervor – młody bohater wojenny, który nie należy do elity. Muszą zjednoczyć siły, by wrócić do domu i rozwiązać zagadkę tajemniczych wizji, jakie zaczynają ich nękać.

Wkrótce rodzi się między nimi uczucie. Jednak w świecie, z którego pochodzą, ich związek jest skazany na potępienie. Czy mimo to nadal będą chcieli opuścić planetę?

Wzmianka o Titanicu nie była przypadkowa, albowiem ta historia w pewien sposób przywodzi mi na myśl nie tyle realną katastrofę statku, co film na niej oparty (tak, ten z Leo i Kate). Ona – szlachcianka, dobrze urodzona, z dobrze sytuowanego domu i obracająca się w wyższych sferach; on – pospolity chłop, któremu w życiu się nie wiedzie, a wyższym sferom może co najwyżej czyścić buty. Los rzuca ich na siebie i rodzi się uczucie z potężną katastrofą w tle. 

Ale po kolei. W ramionach gwiazd (pierwszy tom trylogii Starbound) to nie Titanic. Zmienia się sceneria, środek transportu i kolejność. Żołnierz poznaje córkę najbardziej wpływowego człowieka we wszechświecie, Ikar kończy zgodnie ze swoim przeznaczeniem, a bohaterowie zdobywają trochę cennego czasu na poznanie się. Jedno jest pewne – żadne z nich nie zginie w lodowatych odmętach Atlantyku. 

Miałem spore oczekiwania wobec W ramionach gwiazd. W mojej pamięci wciąż pozostaje i panoszy się bezczelnie żywe wspomnienie o Iluminae, pierwszej genialnej książce o podobnej tematyce, nomen omen, również współnapisanej przez Amie Kaufman. Tamta książka wywarła na mnie duże wrażenie i w zasadzie nie dopuszczałem do siebie myśli, że W ramionach gwiazd będzie słabsze. Fakt, rzadko zdarza się, by blurb zachęcał mnie do przeczytania jakiejkolwiek książki, a i cieszę się, że przed lekturą tej konkretnej nie zagłębiałem się w streszczenia czy zapowiedzi jej fabuły. Wystarczyło mi wiedzieć, że rzecz dzieje się w kosmosie i jest podpisana nazwiskiem Amie Kaufman. 

Nie zawiodłem się na bohaterach. Zestawienie ze sobą Lilac i Tervora było świetnym posunięciem (nie mega oryginalnym, bo jak wiemy przeciwieństwa mocno się przyciągają). Choć od początku widać, że między bohaterami jest chemia, każde zachowuje się tak jak zostało nauczone. Nie brakuje uszczypliwości, złośliwości czy wyraźnej niechęci między nimi, niemniej opowieść prowadzona z perspektywy obojga pozwala na szerszy i głębszy odbiór całości. Sami bohaterowie są bardzo realni – każde z nich dźwiga na barkach brzemię własnych doświadczeń i wspomnień, dzięki czemu lepiej można zrozumieć sterujące nimi pobudki. To dla mnie miła odmiana, zwłaszcza, że w ostatnim czasie miałem pecha czytać jedynie płytkie historie miłosne, których bohaterowie pozostawali plastikowi jak te kubki rozkładające się na wysypisku przez setki lat. Lilac i Tervor zdecydowanie nie wpisują się w ten marnej jakości typ. Oboje żyją na tyle, na ile mogą żyć bohaterowie książek i bardzo fajnie się o nich czyta. 

Kosmos niesie ze sobą wiele możliwości, mnie natomiast bardzo cieszy fakt, że nieznana planeta, na którą trafili nasi międzygalaktyczni rozbitkowie jest tak podobna do Ziemi. I różna zarazem. Ta planeta ma swoje tajemnice, rodzi niepewność i lęk przed nieznanym, a jednak pozostaje bliska moim wyobrażeniom innych światów. Nie ma tu przesady czy nadmiernej feerii barw czy niepojętych dziwów. Nic nie zasłania rozgrywającej się na niej walki o przetrwanie. 

Strasznie mi się podoba logiczne i racjonalne podejście do podboju kosmosu. Opisy sposobów w jaki ludzie wpływają na planety, by uczynić je bardziej przyjaznymi i możliwymi do zamieszkania. To naprawdę duży plus w tej historii i bardzo fajne jej dopełnienie. 

Fabularnie fajerwerków by nie było, gdyby nie doszło w pewnym momencie do czegoś, co mocno wszystko zmienia. Nie, konkretniej się nie dało powiedzieć (musiałbym za dużo zdradzić). Ale wiem, że każdy dochodząc do tego szczególnego momentu będzie wiedział, że to właśnie o nim mowa. Zdradzę tylko tyle, że ów punkt zwrotny jest mocno wstrząsający i sprawia, że myśli mimowolnie napływają do głowy. Co jest prawdą, a co złudzeniem? 

Nie powiem – przywykłem do czytania kilkuset stronicowych książek i czytam ich nadzwyczaj dużo, ale bardzo rzadko zdarza się, by prawie 500 stron zleciało mi tak szybko. Językowo – mistrzostwo świata. Połyka się rozdział za rozdziałem i nie ma się dość. Fajne, obrazowe opisy, ciekawie opisane rozterki bohaterów i ta szczególna umiejętność do utrzymania w niepewności – miód na serce czytelnika. 

Zazwyczaj, kiedy książka jest bardzo dobra, piszę o pozytywnym zaskoczeniu. W ramionach gwiazd nie zaskoczyło mnie. Od początku miałem mocne przeczucie, że ta książka naprawdę będzie wyjątkowa, a każda kolejna strona utwierdzała mnie w tym przekonaniu. To kosmicznie fajna książka, świetnie napisana i z bohaterami, w których można się zakochać. A do tego ta sceneria i tajemnice, wow! Totalny must have dla miłośników międzygalaktycznych historii i nietuzinkowych opowieści o miłości z zaskakującym zwrotem akcji!

Opublikuj komentarz