„Długi wrześniowy weekend” Joyce Maynard

„Długi wrześniowy weekend” Joyce Maynard

Tekst archiwalny z 2014 r.

Długa podróż – blisko dziesięć godzin jazdy pociągiem. Nic więc dziwnego, że można zanudzić się w tym czasie na śmierć. Osobiście nie wyobrażam sobie lepszego kompana na tak długą podróż, aniżeli książka. Sam nie wiem, co mnie skłoniło do sięgnięcia po „Długi wrześniowy weekend” Joyce Maynard. Nie ja wybrałem tę książkę, lecz moja narzeczona, a że mamy podobny gust czytelniczy, nietrudno mi było przekonać się do spróbowania swoich sił z powieścią byłej reporterki „New York Timesa”, dziennikarki, której wszelkie dokonania zawodowe i tak zostają przyćmione przez związek z J. D. Salingerem, który zdaje się być na tyle istotnym faktem z życia pisarki, iż zamieszczono go nawet w krótkim streszczeniu jej życiorysu na tylnej okładce „Długiego wrześniowego weekendu”.

Ironii dość. Przejdźmy do książki. Choć moje początkowe obawy wynikały głównie z tego, że narratorem powieści jest trzynastolatek, a jej treść wcale do „dziecięcych” nie należy (ucieczka kryminalisty z więzienia czy seks), moje obawy szybko okazały się być płonne. Joyce Maynard bardzo dobrze waży słowa i z doskonałą precyzją balansuje w narracji, choć czasami zdaje mi się, że w nazbyt dziecięcy sposób postrzega swojego głównego bohatera. Wszak, to już nie te czasy, kiedy trzynastolatki nie wiedzą niczego na temat seksu. W dobie współczesności, młodzież w tym wieku, zdaje się wiedzieć w tych sprawach nierzadko więcej od dorosłych. Przynajmniej w teorii. Niemniej – pisarka często natrafia na właściwy trop, jeśli chodzi o tematy związane z dojrzewaniem chłopca, co czyni „Długi wrześniowy weekend” spójną i autentyczną opowieścią. Jeśli dodać do tego bardzo ciekawy język i staranność, można śmiało mówić o nieprzeciętnej książce, która dodatkowo łamie stereotypy. 

„Długi wrześniowy weekend” to wzruszająca i pełna emocji opowieść o niezwykłej więzi, ale i o olbrzymich wątpliwościach. Czy zbieg musi być zły? Czy przestępca ma w sobie pokłady miłości? Joyce Maynard w swojej książce zrywa ze stereotypowym myśleniem i nakazuje swojemu czytelnikowi myśleć. Osobiście, bardzo sobie cenię książki, z których jestem w stanie wynieść coś dobrego. Jakże wartościowe są dla mnie publikacje, które uczą, bawią i wzruszają – w myśl wielowiecznej myśli: „docere, delectare, movere” – niestety, obecnie większość książek spełnia co najwyżej jedną z powyższych myśli… 

„Długi wrześniowy weekend” to świetnie napisana książka, która zmusza do refleksji, ale i jest bardzo niesztampowym dziełem. Ma w sobie bardzo wiele piękna i sprawia, że myśli się o niej na długo po tym, jak po przeczytaniu ostatniej strony, odłoży się ją na półkę. Jest idealnym kompanem na podróż, choć nie ma się co łudzić – na dziesięć godzin nie wystarczy, chyba że ktoś – tak jak ja – lubi sobie podjadać podczas jazdy pociągiem, w związku z czym często przerywa lekturę. Wówczas z pewnością nada się na taką drogę idealnie! 

Opis wydawniczy:
Akcja powieści rozpoczyna się w weekend poprzedzający Święto Pracy, które w USA wypada w pierwszy poniedziałek września. Właśnie wtedy, lokalnym centrum handlowym, do którego 13-letni Henry wybrał się wraz z matką, zakrwawiony mężczyzna o imieniu Frank zaczepia chłopca, prosząc o pomoc. Matka Henry’ego zabiera mężczyznę do domu i zaraz potem dowiaduje się, że Frank jest zbiegłym skazańcem, człowiekiem oskarżonym o morderstwa, których jakoby nie popełnił.Od tej chwili między tą trójką zawiązuje się szczególna więź. Opuszczona przez męża i rozczarowana życiem Adele znajduje we Franku mężczyznę, który nauczy ją miłości; jej wrażliwy i nieco wyobcowany syn ? człowieka, który na krótko zastąpi mu ojca, a przy okazji nauczy go, jak rzucać piłkę baseballową, jak upiec idealne ciasto brzoskwiniowe i jak okazywać uczucia. Obecność mężczyzny, który trzyma Adele i Henry’ego jako zakładników w ich własnym domu, na zawsze odmieni życie całej trójki.

Opublikuj komentarz