
„Życie i śmierć” Stephenie Meyer

Tekst archiwalny z 2016 r.
Miłośnicy wampirów w klasycznym i drakulicznym wydaniu znowuż będą rwać sobie włosy z głowy i wbijać w piersi osikowe kołki, albowiem powraca Zmierzch!
Miłosne perypetie Belli i Edwarda niezaprzeczalnie zapisały się w historii – w mniejszym ujęciu jako porywająca historia o miłości jakiej nie znał świat i w szerszym jako podstawa dla memów i ton prześmiewczych artykułów, grafik i parodii. Jedno jest pewne: jedni Zmierzch pokochali, inni bezwstydnie się z niego wyśmiewali. Teraz jedni i drudzy znowu poczują smak krwi, ponieważ Stephenie Meyer zaserwowała światu Życie i śmierć, czyli Zmierzch opowiedziany na nowo z okazji przypadającego na miniony rok dziesięciolecia sagi w USA.
Prawdopodobnie okażę się najstarszym osobnikiem płci męskiej czytającym tę książkę (szykujcie dla mnie miejsce w Księdze Rekordów Guinnesa!), jednak mimo rosnącego ciężaru lat, które dźwigam na karku, byłem bardzo ciekaw, co też Stephenie nam wymalowała i czy będzie to zjadliwe.
Zmierzch opowiedziany na nowo – definicja: historia znana ze Zmierzchu, w której prawie wszyscy bohaterowie pozamieniali się płcią. W skrócie: Bella stała się Beaufortem (Beau), Edward – Edythe, Jacob – Jules, a Charlie… Charlie pozostał Charliem, bo był doskonały i grzechem byłoby zmienić w nim cokolwiek – a już zwłaszcza uczynienie z niego kobiety (i właśnie wyszedłem na szowinistę – dzięki, Steph!).
Od dnia, w którym Beaufort Swan przeprowadza się do miasteczka Forks i spotyka tajemniczą Edythe Cullen, jego życie przybiera niesamowity obrót. Chłopak nie potrafi oprzeć się fascynującej Edythe, obdarzonej alabastrową cerą, złocistymi oczami i nadprzyrodzonymi umiejętnościami. Nie wie, że im bardziej się do niej zbliża, tym większe grozi mu niebezpieczeństwo. Być może jest za późno, by się wycofać…
Już we wstępie Stephenie mówi o tym, co dla mnie jest najważniejsze: napisała tę książkę dla żartu i podchodzi do niej z dużym dystansem. Autorka sama wyrzuciła sobie błędy i nieścisłości z pierwotnej wersji Zmierzchu i generalnie pokazała, że ma spory dystans do siebie i swojej pracy. Myślę, że w ten sposób utarła trochę nosa hejterom w myśl zasady: jeśli sam się z siebie śmiejesz, śmiech innych będzie bez znaczenia.
Tyle z moich mądrości i wniosków wynikających z lektury przedmowy.
Ta sama historia, lecz inna – Życie i śmierć momentami różni się od oryginału. Zmiany najczęściej wynikają ze zmiany płci, co oznacza, że Beau nikt nie będzie próbował zgwałcić, ani też chłopak nie spędzi dnia na zakupach z koleżankami. No i Charlie nie będzie podchodził do Edythe jak pies do jeża (w końcu który ojciec nie pragnie dla swojego syna najbardziej seksownej kobiety we wszechświecie i okolicach?). Niektóre zmiany są zabawne, niektóre rzucają się w oczy, a inne bywają nieco naciągane.
Pomimo, że książka miała być dokładnym odbiciem Zmierzchu i dowodem na to, że bohaterowie pozostaną sobą pomimo zmiany płci, w moim mniemaniu doszło do kilku delikatnych zmian, które sprawiły, że książkę czyta się inaczej. Nieco zniewieściały Beau nie jest żadnym superbohaterem (nawet w swoim domu) – to typowy fajtłapowaty nastolatek z problemami, niemniej – moim zdaniem – zabawniejszy od Belli. Z drugiej strony Edythe jest cudowna. Nie tak posągowa i kamienna jak Edward, nieco bardziej nastawiona na flirt i mniej… Boże, jak ja mam to określić? Frywolna to nie jest dobre słowo. Bardziej ludzka, o! Tak, bardziej ludzka.
Zabawne są te zamiany płci, zwłaszcza kiedy okazuje się, że przeciętny chłopak cieszy się sporą popularnością w żeńskim gronie. Beau skutecznie zwalcza stereotypy na temat idealnego faceta, na widok którego kobiety mdleją i rzucają mu pod nogi majtki i staniki… (Spoiler: w książce żadna nie rzuca mu pod nogi ani jednego, ani drugiego).
Oczywiście, Zmierzch to Zmierzch, dlatego nic się nie zmienia. Temat numer jeden to bezgraniczna miłość i oddanie. Czytając tę książkę ma się niejako wrażenie, jakby czytało się fanowską przeróbkę. Ma to i swoje plusy i minusy. Plusy to postaci (przyznam, że wolę te od oryginalnych), minusy to mniejsze bądź większe naciąganie rzeczywistości Zmierzchu, by dopasować ją do nowych realiów.
Alternatywne zakończenie to coś, co powinno zelektryzować fanów sagi, a krytykom zapewnić mięso armatnie. Tak, Życie i śmierć kończy się inaczej od Zmierzchu. Czy miłość okaże się silniejsza niż śmierć, a może mężczyźni/chłopcy – no, Beau, w sensie! – nie są/nie jest – tak bardzo stały w uczuciach jak jego żeńska forma?
W przeciwieństwie do Zmierzchu, gdzie to mężczyźni byli macho i superbohaterami, tutaj prym wiodą kobiety. To one są the best i myślę, że nowa wersja książki bardziej przypadnie do gustu zatwardziałym feministkom. Choć sam feministką nie jestem (szowinistą też nie, więc nie czepiajcie się już tego Charliego!), nowa wersja bardziej mi przypadła do gustu. Wiem, będę się za to smażyć w piekle.
Słowem zakończenia: wampiry nadal sparklują, miłość pozostaje tematem numer jeden, a Zmierzch – nawet w zmienionej formie – pozostaje Zmierzchem. Fani serii będą zakochani, a przeciwnicy zyskają nową inspirację do tworzenia setek memów wyśmiewających. Wszystko zostaje po staremu.
Opublikuj komentarz