Wywiad z Robertem Gamblem i Bronisławem Kledzikiem

Wywiad z Robertem Gamblem i Bronisławem Kledzikiem

Wywiad przeprowadzony w 2015 r.

15 LAT HARRY’EGO W POLSCE

HPKOLEKCJA: Przychodząc tutaj, poczułem się, jakbym trafił do Hogwartu – stąd pochodzi polski „Harry Potter”. Jak to jest wydawać tak popularną książkę? 

ROBERT GAMBLE: To, że ta książka jest aż tak popularna, to dla nas wielka niespodzianka. Nasze wydawnictwo dobrze prosperowało i nagle pojawił się „Harry Potter”. Teraz staramy się utrzymać poziom, na który ta seria nas wyniosła – to nasze wyzwanie. 

HPK: A jak w ogóle doszło do tego, że to Państwo wydaliście w Polsce „Harry’ego Pottera”? 

RG: Muszę przyznać, że niewiele brakowało, byśmy się spóźnili. To mój brat z Ameryki podsunął mi tę książkę i zasugerował jej wydanie. Przeczytałem ją i przygotowaliśmy ofertę. W tym momencie były już dostępne trzy tomy po angielsku, a ta oferta dotyczyła ich wszystkich. Bronek [Bronisław Kledzik – dyrektor wydawnictwa – przyp. red.] stwierdził, że nikt w Polsce nie zaoferuje tyle. Mój syn studiował wówczas na uniwersytecie w Edynburgu i poznał wielu ludzi, którzy znali panią Rowling. Słyszałem wiele wypowiedzi na temat tej książki i uważałem, że musimy mieć „Harry’ego Pottera”! Będąc w podróży do Ameryki, zadzwoniłem do Polski – do Bronka – i poleciłem mu, żeby zainwestował wszystkie pieniądze w te trzy książki i dodał jeszcze 2000 dolarów za tom pierwszy. On nie bardzo był przekonany co do tego, ale zadzwoniłem do agenta pani Rowling, Christophera Little’a i powiedziałem mu, że na pierwszym faksie z Poznania była błędna suma i żeby dodał do tego 2000 dolarów. Pan Little przyznał później, że tym, co zadecydowało, że dostaliśmy prawa do tych książek, było to, że w każdym kraju szukali wydawcy, który podejdzie do nich z entuzjazmem – tym go przekonaliśmy i dlatego wygraliśmy. 

HPKOL: Jak wyglądały początki? Były jakieś szczególne przygotowania do wydania tej książki? 

RG: Pojawiło się pytanie, jak Polacy podejdą do tej książki. Dlatego została zorganizowana akcja, w której kilku nauczycieli przeczytało swoim uczniom na głos maszynopis – reakcje były bardzo pozytywne. Na początku szło dobrze, choć nie było takiego szału jak w Ameryce, gdzie dzieci czekały o północy na premierę książki. I wtedy tygodnik „Polityka” opublikował artykuł na temat, dlaczego „Harry Potter” nie odnosi takiego sukcesu w Polsce? Wyjaśnione zostało to w ten sposób, że Polacy nie lubią mieszania konwencji – albo coś jest w 100% fantastyką albo rzeczywistością. Do tej pory w Polsce nie była znana taka „mieszanka”, jaką serwował „Harry Potter”. Myślę, że ten artykuł nam pomógł, ponieważ wielu ludzi, którzy go przeczytali, doszło do wniosku, że muszą się o tym przekonać na własnej skórze – a sama książka przekonała ich do tego, że jej lektura może być przyjemna. Dla mnie najważniejsze było to, że usłyszeliśmy od wielu rodziców czy dziadków, że to była pierwsza książka, którą ich syn czy wnuczek przeczytał i miał ochotę poznać ciąg dalszy. Ta przyjemność z czytania wynikała z tego, że lektura oddziaływała bezpośrednio na wyobraźnię czytelnika. 

HPKOL: Później film jeszcze bardziej to pogłębił. 

RG: To normalne, że jeśli powstaje film na podstawie książki, to on pomaga w sprzedaży książki. Ale tutaj było trochę inaczej, bo kiedy powstał pierwszy film, to spora ilość młodzieży – może i pan sam – poszło na niego, ale sprzedaż książki nie wzrosła. Tak to już jest, że film działa na wyobraźnię. I film został przyjęty bardzo dobrze, ale książka pozostała zdana na samą siebie. 

HPKOL: Wróćmy na moment do samego faktu wydania tej książki. Nie bał się pan, że te pieniądze zainwestowane w pierwsze trzy tytuły się nie zwrócą? 

RG: Bronek bardzo się o to martwił. Ja trochę też, ale byłem też przekonany, że musimy mieć tę książkę. Zamiast biznesowej, podjąłem bardzo emocjonalną decyzję i pozostaje dziękować Bogu, że ta książka odniosła taki sukces. 

HPKOL: Czyli zadecydował ten sam czynnik, który sprawił, że jeszcze przed ukazaniem się książki na rynku brytyjskim, Amerykanie zapłacili za prawo do jej wydania 105 tysięcy dolarów. Arthur Levine przyznał, że dla niego to również była bardzo emocjonalna decyzja. 

RG: Licytacja odbyła się na targach w Bolonii. Wielu ludzi przeczytało tę książkę i stwierdziło, że jest ona idealna dla nich. Tam była tak duża konkurencja i licytacja, że wydawnictwo Scholastic musiało zaoferować te 100 tysięcy, żeby ją wygrać. 

HPKOL: I chyba można przyznać, że w pewien sposób ta licytacja stała się zaczątkiem dla fenomenu „Harry’ego Pottera”. W chwili, kiedy książka pojawiła się w Wielkiej Brytanii, w czerwcu 1997 roku, było już o niej głośno w mediach, właśnie przez wynik licytacji amerykańskich praw. 

RG: To prawda. To oczywiste, że tyle pieniędzy budzi sensację. Ale to wynik tego, że te książki tak dobrze się czyta. Niektórzy mają, oczywiście, bardzo konserwatywne poglądy, podchodząc do tych książek w sposób propagowany przez Radio Maryja. Uważają, że skoro jest magia, to musi to być złe i pamiętam sytuację, że ci, którzy nie czytali „Harry’ego Pottera”, uznali za dziwne, że wydaje go ten sam wydawca, który wydaje „Opowieści z Narnii” C.S.Lewisa. Tyle, że tam też jest magia i z nią nikt nie ma problemu, natomiast ta zawarta w „Harrym Potterze” jest zła. 

HPKOL: Ci ludzie chyba zapominają o tym, że w „Opowieściach z Narnii” są wątki sprowadzania zmarłych zza grobu… 

RG: Taak… 

HPKOL: I z tym nikt nie miał problemu. 

RG: No tak, bo to raczej wynikało z faktu, że „Harry Potter” jest tak popularny – a skoro jest aż tak popularny, to musi być w tym coś złego. Książki C.S.Lewisa również zostały przyjęte z dużym entuzjazmem, ale nie z tak dużym jak „Harry Potter”. 

HPKOL: Poza tym wiek odbiorców miał bardzo duże znaczenie. 

RG: Tak, to było doskonałe, że ówczesne pokolenie jedenastolatków zaczynało czytać tę książkę, kiedy Harry miał jedenaście lat i musieli czekać rok na następną. Z tego wynikało duże zadowolenie, ale też cały czas była krytyka, że to czarna magia i że sprzedaż tej książki rozpoczyna się o północy. Bardzo się ucieszyłem, kiedy sprzedaż tomu piątego rozpoczęliśmy o wschodzie słońca. Fascynujące dla mnie było to, że między Przemyślem, a Szczecinem jest jakieś 40 – 45 minut różnicy, jeśli chodzi o czas, kiedy wschodzi słońce. Dzięki temu każde miasto miało własną godzinę, o której mogło rozpocząć sprzedaż „Harry’ego Pottera”. 

HPKOL: Faktycznie, w premierze „Zakonu Feniksa” było coś wyjątkowego – premiera o wschodzie słońca była bardzo symboliczna. Idealnie wpisywała się w samą symbolikę feniksa. 

RG: Zgadza się. Ale księgarze woleli wrócić potem do północy. 

HPKOL: Północ jest bardziej komercyjna, budzi większe zainteresowanie – zwłaszcza ze strony mediów. W końcu to była pierwsza książka wydana w Polsce, która miała swoją premierę o północy! Kto by wówczas pomyślał, że ludzie będą ustawiać się w długie kolejki w środku nocy tylko po to, żeby kupić książkę… 

RG: To był cud. Ale chciałbym podkreślić, że nie ma w tym nic złego. Mam swoje kontakty i wiem, że pani Rowling jest chrześcijanką. Swoją drogą, bardzo lubię czytać wywiady z nią i czytam każdy z nich. Jeden miał dla mnie szczególne znaczenie, bo jakiś zagraniczny dziennikarz zadał jej pytanie: „Czy wierzy pani w magię?” i zawsze cytuję jej odpowiedź na to pytanie: „Nie wierzę w magię, tylko w siłę wyobraźni”. I to też bardzo ciekawe, że całą magię, którą znajdujemy w „Harrym Potterze”, ona sama wykreowała. Przemyślała to wszystko, po części odnosząc się do tradycji. To było bardzo zdrowe podejście. Po „Harrym Potterze” otrzymaliśmy wiele propozycji książek fantastycznych – niektóre przyjęliśmy, a inne odrzuciliśmy. Jestem, tak myślę, dość konserwatywnym chrześcijaninem i miałem odczucie, że kilka z tych książek, które nam zaproponowano do wydania, zamiast szerzyć fantazję, stanowiło swego rodzaju zaproszenie do New Age. Dla mnie niektóre były zaproszeniem do wiary w magię – w przeciwieństwie do szerzenia fantazji, co robiła pani Rowling. Czytałem, jak opisywała w internecie tworzenie tego świata i zawsze czułem, że to, co ona stworzyła, jest zdrowe i nie ma w tym nic złego.

HPKOL: J.K.Rowling połączyła tradycję i opowieści, na których każde dziecko się wychowywało, z nowatorskim i autorskim podejściem do tego wszystkiego. Niby jest to samo, a jednak zupełnie inne. 

RG: Na przykład miotła, która w tradycji bardzo kojarzy się z czarownicą, a tu służy do gry w quidditcha. Wiele różnych rozwiązań to wynik jej własnej kreatywności. 

HPKOL: Potrafiła to wszystko dobrze wyważyć.

RG: Tak. 

HPKOL: Wracając do samego wydania „Harry’ego Pottera”. Od niektórych zagranicznych wydawców wiem, że wraz z nabyciem praw do „Harry’ego” przez Warner Bros., zaczęły się mnożyć problemy i utrudnienia związane z wydawaniem tych książek. W grę wchodziły nie tylko nowe obostrzenia i warunki, ale nawet szantaże. Jakie są Państwa doświadczenia z Warnerem? 

RG: Nie było takiej sytuacji, byśmy cokolwiek robili razem z Warner Bros. Dostaliśmy od nich zaproszenie na premierę filmu, ale nadal pozostaliśmy w pewnym sensie niezależni i ta współpraca nie była dla nas problemem. 

BRONISŁAW KLEDZIK: Nie łączyły nas z nimi żadne umowy, w związku z czym nie było mowy o żadnych naciskach. Książka i film to były dwa różne byty. I ta zasada była rygorystycznie przestrzegana.

HPKOL: Jakie mają panowie podejście do faktu cyfryzacji „Harry’ego Pottera”? Kiedyś wykorzystując „Harry’ego Pottera”, zachęcano do czytania książki, a teraz książką zachęca się do korzystania z serwisów internetowych. Na końcu najnowszego brytyjskiego wydania została zamieszczona reklama Pottermore – serwisu internetowego. Czy to nie zaprzeczenie dawnego sloganu promującego te książki? Głoszącego, że mugolem jest ten, kto sądzi, że w dobie komputerów sztuka czytania zanikła? Czy w porządku jest zaznaczanie w książce, że więcej można odkryć w Internecie? 

BK: Ale co takiego można odkryć na Pottermore? Chyba tylko to, że można ewentualnie zakupić ebooka. 

RG: Pottermore nie za bardzo angażuje – ja sam nie czułem się zaangażowany. Jest tam dodanych trochę przemyśleń pani Rowling – kolejny dowód na to, jak dokładnie obmyśliła ten świat. To, że jest tam trochę rzeczy, których nie było w książce to dobrze, ale ja sam nie odnalazłem się w świecie Pottermore. 

HPKOL: Bo trzeba przyznać, że Pottermore powstało w gruncie rzeczy po to, żeby było gdzie sprzedawać ebooki. 

BK: Moim światem jest książka papierowa. Co prawda Bob [Robert Gamble – przyp. red.] jest ode mnie trochę starszy, ale ma większe doświadczenie, jeśli chodzi o książki cyfrowe, bo w Stanach cyfra pojawiła się wcześniej niż w Polsce. Tam ebooki mają dużo większą dynamikę sprzedaży, stanowią jakieś 20% obrotu rynku. U nas to zaledwie 2%. Można powiedzieć, że biznesowe znaczenie ebooków w Polsce pozostaje wciąż żadne. Ale to też jest signum temporis – w końcu młodzi ludzie lubią mieć telefony komórkowe i nowoczesne urządzenia. I myślę, że przed cyfryzacją nie uchroni się nawet Biblia. Bob, czy siła wyższa, Bóg, obroni Biblię przed cyfryzacją? 

RG: Nie (śmiech). Ale dla mnie najważniejsze jest samo czytanie – bez względu na to czy czyta się książkę cyfrową czy papierową. Czytałem dużo książek cyfrowych i one powstają dla takich, którzy np. jak ja, nie mają już miejsca na półkach. Nie mam nic przeciwko wydawaniu książek cyfrowych. Taka książka też pozostaje interesująca. Do tej pory mieliśmy „Harry’ego Pottera” na papierze i bardzo dobre audiobooki. Cyfrowe książki Blair (agent J.K. Rowling) zachował dla siebie – wystarczy jedno kliknięcie i już można mieć książkę po polsku! O ile wydawca z każdego kraju zajmuje się wydawaniem książek papierowych i audiobooków, o tyle nad cyfrowymi kontrolę sprawuje Blair. 

BK: Można się tu doszukiwać nieco politycznego podtekstu. Cyfra doskonale pasuje do postkolonialistów, bo mogą oni sterować nią globalnie. Internet jest takim globalnym narzędziem. Pozostało tylko nim dobrze zarządzać. 

HPKOL: A czy Państwo jako wydawca „Pottera” mieliście cokolwiek do powiedzenia w kwestii wydania ebooków? 

BK: Ta sprawa leży wyłącznie w gestii właściciela praw autorskich. 

HPKOL: Ale przecież to Państwo zainwestowaliście w to, by ta książka w ogóle się w Polsce pojawiła. Przecież tłumaczenie, redakcja, wydanie książki i dystrybucja kosztują. A wygląda to tak, że przyszedł nowy agent i po prostu to wszystko sobie wziął. Bo tak. 

BK: I nie ma tu żadnej dyskusji. Rządzi właściciel. Oczywiście, stosowne porozumienie dotyczące wykorzystania tego, co myśmy zrobili, zostało zawarte.

HPKOL: A rozliczenie ze sprzedaży ebooków i posiadanych przez Państwa praw do polskiego wydania? 

BK: No właśnie, podpisaliśmy stosowną umowę z agentem, która te sprawy reguluje. 

HPKOL: Skoro jesteśmy już przy temacie odgórnych rozporządzeń – czy wydanie nowych edycji, z nowymi okładkami, to wola wydawców czy również odgórny wymóg? Pytam, ponieważ mam odczucie, że wydanie tzw. czarnej edycji przeszło bez większego echa i nastąpiło w tym samym okresie, kiedy inni wydawcy również wypuścili do sprzedaży edycje z nowymi okładkami… 

BK: Nie, nie – żadnego wymogu nie było. To była nasza autonomiczna decyzja. W jakimś sensie odgórna decyzja dotyczy – choć to też nie jest żaden obowiązek – wydania na jesień tego roku ilustrowanego „Pottera”. Wielu wydawców z własnej woli zgłosiło chęć wydania tej edycji i to ma wyglądać w ten sposób, że na całym świecie, we wszystkich językach, których wydawcy będą uczestniczyli w tej akcji, ma się ono pojawić jednocześnie. Mnie osobiście ta inicjatywa się podoba, ponieważ przypomina nasze dawne propozycje odnośnie światowej premiery poszczególnych tomów „Pottera”. 

HPKOL: Wtedy nie było takiej opcji z powodu rzekomej obawy przed przeciekami, tymczasem to amerykański wydawca doprowadzał do największych przecieków, w tym do wycieku treści siódmego tomu na kilka dni przed jego premierą… 

BK: Trudno mi to komentować, bo tego nie wiem, ale powinniśmy mieć świadomość, że mamy tu do czynienia z dużymi pieniędzmi i takie zdarzenia mogą sprawić, że ten pieniądz będzie jeszcze większy.

HPKOL: Ale generalnie rzecz biorąc, polscy fani już mogą zacierać ręce na to najnowsze, ilustrowane wydanie, bo będzie ono wydane w Polsce? 

BK: Tak, przystąpiliśmy do tego projektu. Na początku pojawi się tylko jeden tom – „Kamień Filozoficzny”, a kolejne mają się ukazywać co roku. Obawiamy się jednego – rynki polski i zachodni nie są w pełni kompatybilne – rozjeżdżają się. Jeśli na Zachodzie książka kosztuje 15 funtów, to u nas musi kosztować 90 zł. Będzie więc droga. Z pierwszym tomem jakoś sobie poradzimy, ale tom piąty, który jest najgrubszy i liczy sobie ponad 1000 stron, w wersji ilustrowanej może mieć nie 1000 a 1500 stron! I co wtedy? Ile będzie kosztował? 

HPKOL: To faktycznie problem, zwłaszcza, że ta edycja nawet w Anglii nie będzie tania, bo już wiadomo, że ma kosztować 30 funtów… Korzystając z tego, że jesteśmy przy temacie wydawania „Harry’ego Pottera” na świecie… Jako kolekcjoner światowych wydań „Pottera” muszę zapytać, o to co się stało z legendarnym kufrem ze światowymi wydaniami. Skąd pomysł na zbieranie zagranicznych wydań? 

RG: Mamy ten kufer, zbieraliśmy zagraniczne wydania pierwszej książki. 

BK: Ten kufer miał zostać sprzedany na aukcji, a pieniądze przekazane na rzecz WOŚP. Wystawiliśmy go na aukcji u Owsiaka. 

RG: I ostatecznie ja go kupiłem, bo nie było chętnych (śmiech). 

HPKOL: Ten kufer był moją inspiracją, to on zainspirował mnie do zbierania światowych wydań „Harry’ego Pottera”. 

BK: Na tej aukcji on wcale nie był drogi, kosztował – razem oczywiście z zawartością – chyba 5000 zł. Gdyby wtedy pan go kupił… 

(śmiech) 

HPKOL: Byłem wtedy za młody, żeby o tym myśleć. Wtedy dopiero zaczynała się moja przygoda z „Harrym Potterem”.

(śmiech)

HPKOL: Teraz muszę zadać pytanie, nad którego odpowiedzią głowi się mnóstwo fanów J.K.Rowling. Dlaczego nie wydaliście Państwo kolejnych książek J.K.Rowling – tych „dorosłych”? Nie byliście Państwo nimi zainteresowani? 

BK: Byliśmy zainteresowani – szczególnie pierwszą po „Potterze” powieścią pt. „Trafny wybór”, ale jak się później dowiedzieliśmy wydawców „Pottera” nie brano pod uwagę, jeśli chodzi o wydawanie kolejnych książek. 

HPKOL: A jak podchodzicie panowie do „Harry’ego Pottera” z perspektywy tych piętnastu lat, które minęły od wydania w Polsce pierwszego tomu? Pomogło to panom w rozwoju wydawnictwa? 

BK: Oczywiście. I myślę, że nie zmarnowaliśmy tej szansy, którą nam dał „Harry Potter”. Nie zmarnowaliśmy tego dorobku lub mówiąc brutalnie – pieniędzy. Przynajmniej tak mi się wydaje. Zainwestowaliśmy je w kolejne tytuły i to nie tylko w bestsellery, bo kwestia bestsellerów to raczej sprawa przypadku. A jeśli chodzi o „Harry’ego Pottera”, to chyba tylko Bob wiedział, że będzie on bestsellerem. 

RG: (śmiech) Nie wiedziałem! Wiedziałem tylko, że to będzie bolesne, jeśli go nie dostaniemy! Mieszkając jeszcze w Ameryce, dwie sprawy nie umknęły mojej uwadze. Stając się wydawcą, czuje się zazdrość, jeśli ktoś inny wydaje książkę, którą samemu chciałoby się wydać. Aż brzuch boli, kiedy trzeba się z tym pogodzić! Z drugiej strony zawsze pojawia się wówczas pytanie: „Co będzie następne?”. Dzięki „Harry’emu Potterowi” odnieśliśmy sukces, ale gdybyśmy w następnych latach nie wydali nowych, dobrych książek, to byłby dla nas koniec. Prawda jest taka, że wydawnictwo musi dojrzeć… 

BK: Dla nas okres po „Potterze” był jednym z najtrudniejszych. Ale myślę, że jakoś stanęliśmy na twardym gruncie, bo zainwestowaliśmy choćby w nową edycję baśni Andersena. Jako pierwsi w Polsce wydaliśmy jego baśnie i opowieści w bezpośrednim tłumaczeniu z języka duńskiego, co do tej pory nie miało miejsca. Tak samo po raz pierwszy, wydaliśmy pełny zbiór baśni braci Grimm i w ten sposób zaczęliśmy już na serio wydawać klasykę, która żyje od tylu lat, że wydaje nam się, że będzie żyła jeszcze przez wiele, wiele następnych. Cieszę się, że w tej chwili praktycznie całkowicie wyparliśmy z rynku stare, nienajlepsze wydania baśni Andersena czy braci Grimm. To samo dotyczy „Księgi dżungli” z ilustracjami Józefa Wilkonia, „Pinokia” z ilustracjami Roberta Innocentiego czy ostatnio wydanych „Wyspy skarbów” i „Piotrusia Pana” w tłumaczeniu Andrzeja Przy okazji udało nam się znowu trafić w „dziesiątkę”, czyli wydać nowy bestseller.

HPKOL: Dokładnie, przecież nie możemy zapominać o hitowych „Igrzyskach śmierci” Suzanne Collins czy książkach Ransoma Riggsa… 

BK: Na pewno staliśmy się rozpoznawalni już nie tylko z powodu „Harry’ego Pottera”. Przynajmniej tak mi się wydaje. 

RG: Ja chciałbym podkreślić, że mnie są bardzo bliskie książki dla rodziców i na tematy związane z psychologią. Wydaje mi się, że takie publikacje są w Polsce bardzo potrzebne. W czasach drugiej wojny światowej czy komunizmu najlepszą metodą było ukrywanie uczuć, a teraz jest czas, by dzięki psychologii pojąć, jak można wszystko ulepszyć. 

BK: Warto w tym momencie przypomnieć choćby pierwszą naszą książkę pt. „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły”, która po dzień dzisiejszy jest ciągle na naszej liście bestsellerów. Wspomnieć trzeba także o znakomitych książkach amerykańskich psychologów, Daniela Golemana „Inteligencja emocjonalna”, Martina Seligmana „Optymizmu można się nauczyć” czy noblisty Daniela Kahnemana „Pułapki myślenia”.

HPKOL: Bardzo dziękuję za poświęcony mi czas i udzielenie wywiadu. 

Opublikuj komentarz