
Wywiad z Andym Weirem, autorem „Marsjanina”
Wywiad przeprowadzony w 2015 r.
Strefa Czytacza: Na początek sztampowe i proste pytanie: dlaczego Mars?
Andy Weir: Mars jest fascynujący, ponieważ to następne w kolei oczywiste miejsce, do którego może dotrzeć człowiek. A dodatkowo to planeta odbierana jako „przeciwieństwo” Ziemi. Nasza jest niebieska, tamta czerwona. Nasza jest pokryta wodą, tamta jest pustynią. Na naszej tętni życie, tamta jest jałowa. To ekscytujące!
SC: A jak uważasz, kiedy człowiek będzie zdolny postawić krok na Czerwonej Planecie?
AW: Typowałbym, że po raz pierwszy staniemy na Marsie w okolicach 2050 roku. NASA twierdzi, że zdołają tego dokonać do 2035 i nie wątpię, że mogliby tego dokonać, jednak nie wydaje mi się, żeby kongres dał im na to pieniądze.
Oczywiście, nie myślę że pierwsza ludzka misja na Marsa będzie wyglądała tak jak ta przedstawiona w mojej książce. Napisałem ją w celach rozrywkowych, nie jako dokładne prognozowanie przyszłości. I bezwstydnie powróciłem do tematu programu Apollo, aby obudzić w ludziach nostalgię i dumę, jaką odczuwają w tym temacie.
Przypuszczam, i na to bym stawiał, że prawdziwa misja [na Marsa – przyp. red.] będzie olbrzymim, międzynarodowym wysiłkiem bardziej podobnym organizacyjnie do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.
SC: Abstrahując od samego Marsa, interesujesz się kosmosem?
AW: Właściwie nie interesuję się tak bardzo astronomią. Mam fioła na punkcie załogowych i bezzałogowych lotów kosmicznych. Bardzo interesuje mnie nauka i rozwiązywanie problemów. Ale to nie tak, że w ogóle nie interesują się kosmosem: ciekawią mnie gwiazdy i planety, jednak dużo bardziej od samej przestrzeni kosmicznej ciekawi mnie, co możemy w niej zdziałać.
SC: Przejdźmy do samego Marsjanina, bo z tego co wiem za powstaniem tej książki kryje się fascynująca historia – na początku publikowałeś rozdział po rozdziale na swojej stronie internetowej. Jak to się stało, że w końcu wydałeś realną książkę?
AW: Tak, pierwotnie książkę publikowałem rozdział po rozdziale na mojej stronie. Raz na jakiś czas wrzucałem rozdział. Kiedy całość była ukończona, ludzie zaczęli prosić, bym zrobił z tego e-booka, żeby nie musieli czytać całości w przeglądarce. Zrobiłem to i wrzuciłem na stronę. Potem kolejni ludzie słali do mnie maile wyjaśniając, że chcieliby przeczytać e-booka, ale nie do końca ogarniają kwestie techniczne i nie wiedzą jak ściągnąć plik z Internetu i wrzucić go potem na czytnik. Prosili, bym zrobił wersję na Kindle’a, by mogli dostać e-booka na Amazonie. I tę prośbę spełniłem. Na Amazonie ustawiłem najniższą możliwą cenę, czyli $0,99. Okazało się, że więcej ludzi kupiło moją książkę na Amazon niż za darmo ściągnęło z mojej strony. Amazon dysponuje naprawdę niesamowitym zasięgiem na rynku czytelniczym.
Książka sprzedawała się bardzo dobrze i trafiła na różne listy bestsellerów na Amazonie. To z kolei zwróciło uwagę Juliana Pavia z wydawnictwa Crown. Ten z kolei opowiedział o tym swojemu koledze, Davidowi Fugate’owi (agentowi literackiemu). Stanęło na tym, że David został moim agentem, a Julian zaproponował mi kontrakt na książkę. To był prawdziwy huragan działań, zwłaszcza, że w tym samym tygodniu o prawa do filmu wystąpiło 20th Century Fox.
SC: To musi być niesamowite uczucie: zaledwie dowiadujesz się, że twoja książka zostanie wydana i zaraz zjawia się studio filmowe chcące ją zekranizować.
AW: Tak, to było niesamowite uczucie. Nagle spełniły się wszystkie moje marzenia. Każdy autor fantazjuje, że coś takiego mu się przydarzy, ale tak naprawdę nigdy nie wierzysz, że to przytrafi się właśnie tobie. To jak wygrana na loterii.
SC: Byłeś zaangażowany w produkcję filmu?
AW: Moja praca przy filmie głównie polegała na spieniężeniu czeku. Fakt, przesłano do mnie scenariusz, bym wyraził swoje zdanie, choć wcale nie musieli słuchać tego, co mam do powiedzenia. Na bieżąco informowali mnie o nowinkach na temat postępu pracy nad filmem – byli dla mnie bardzo mili.
SC: Jak odbierasz sam film?
AW: Jestem z niego bardzo zadowolony! Fakt, jest kilka zmian. Kilka rzeczy trzeba było wyrzucić, w przeciwnym razie film trwałby jakieś 5 godzin. Mimo wszystko, to bardzo wierna adaptacja książki i jestem nim po prostu zachwycony.
SC: Przyznałeś kiedyś, że większość informacji technicznych wykorzystanych w Marsjaninie wygooglowałeś. Czy ktoś je zweryfikował?
AW: Nikt ich nie weryfikował. Starałem się wyszukiwać najbardziej wiarygodne strony, zaś z matematyką radziłem sobie na własną rękę.
SC: A co było najtrudniejsze w pisaniu tej książki? Ile czasu powstawała?
AW: Najtrudniejsze było ustalenie orbitalnych trajektorii Hermesa. Musiałem napisać specjalny program, żeby móc to opracować. Koniec końców, książkę pisałem przez trzy lata.
SC: Muszę zapytać o Marka, ponieważ to naprawdę fascynująca postać. Czy to w pełni fikcyjna postać, a może oparta na kimś kogo znasz? Może na tobie samym?
AW: Mark jest oparty na mojej osobowości, choć jest ode mnie mądrzejszy i bardziej odważny. No i nie ma moich wad. Myślę, że on jest taki, jakim ja sam chciałbym być.
SC: Jak idzie praca nad twoją nową powieścią, Zhek? Zaskoczysz fanów książką o kosmitach i podróżach z prędkością światła czymś nowym i dotąd niespotykanym?
AW: Mam już spore opóźnienie w pracy nad tą książką, a ona nadal pozostaje w stanie surowym. To dużo większa opowieść od Marsjanina i nadal zmagam się z jej skalą epickości.
Opracowałem wewnętrznie spójny zbiór praw fizyki, który umożliwia podróżowanie z prędkością przekraczającą prędkość światła. Upewniłem się, że to w żaden sposób nie koliduje z prawami pędu, energii, zasadą nieoznaczności czy przyczynowości.
SC: Jak bardzo Marsjanin zmienił twoje życie?
AW: Zmienił wszystko. Obecnie jestem pisarzem na pełen etat (wcześniej byłem programistą), zadaję się z gośćmi z Hollywood, mam sporo pieniędzy. To fantastyczne i zarazem stresujące. Kompletny przewrót w życiu. Trzeba było się do niego przyzwyczaić.
SC: Gdybyś był na miejscu Marka, jaką jedną książkę i jeden film zabrałbyś ze sobą na Marsa?
AW: Z książek wybrałbym „Ja, robot” Asimova, a film – „The Lion in Winter” z 1968.
SC: Bardzo dziękuję za wywiad.
Opublikuj komentarz